Zielonej chusty nie pokażę, bo widziałyście ją mnóstwo razy. No chyba,że nastąpi ten dzień i wreszcie ją skończę. To kremowe to duży, szeroki i długi sweter z Limy. Nie ma jeszcze rękawów i dużego golfa. Najpierw zmoczyłam i suszę , aby sprawdzić czy to naprawdę mi się podoba i czy warto kończyć. Już jest prawie suche, więc wskoczyłam w ten twór. I jest nieźle. Chyba czeka mnie poprawka pod szyją, bo trochę jest szeroko, ale może zrobię szeroki golf. myślę, że do takiego wora będzie pasował.
Następne dzieło, to oczywiście wielka improwizacja. Sweter w serek na plecach i z przodu( dosyć duży dekolt) i raczej przy ciele. Bardzo jestem ciekawa, czy obejdzie się bez prucia. A kysz!!!!Tfu, tfu, tfu!. Co mi przychodzi do głowy.
To teraz do książek.
Skończyłam "Braci Hioba", fajne czytadło. Niezobowiązujące, nie wymagające zbyt wielkiej uwagi.
Wczoraj skończyłam "Miłość z kamienia" Grażyny Jagielskiej.
Bardzo dobra, mocna książka. Bardzo osobista, wręcz ekshibicjonistyczna opowieść żony reportera wojennego Wojciecha Jagielskiego. Mąż uzależniony od pracy, adrenaliny jaką niesie ze sobą wojna. Żona, zajmująca się przyziemnymi sprawami, osaczona opowieściami męża o okrutnościach wojny, o chwilach grozy ,w których się znajdował. Kolejne historie, opowieści, wspomnienia, wiadomości radiowe, telewizyjne pogrążają ją w niebycie, głębokiej depresji. Mimo ogromnego ciężaru ciągłego oczekiwania męża, a właściwie wiadomości o jego śmierci, wspiera go w pracy, upewnia go, że jest kimś ważnym. Aż do momentu, gdy jej krucha powłoka pęka i ląduję w szpitalu zdrowia psychicznego. Niesamowita książka! Zrobiła na mnie wrażenie, gdyż trochę się z autorką identyfikuję. Oczywiście nie w tak dużym stopniu. Mój Własny Mąż spędził parę ładnych lat w niebezpiecznych rejonach świata jako obserwator wojskowy. wiem co znaczy czekać. Jedynie czego nie robiłam, to nie oglądałam wiadomości, nie skupiałam się na informacjach radiowych. Starałam się myśleć, że mój ukochany jest po prostu na długi, bardzo długim wyjeździe służbowym. Koniec.
Teraz czytam "Lewą stronę życia"Lisy Genovy.Opowieść o kobiecie, której życie wypełnione jest co do minuty. Trójka dzieci, bardzo absorbująca praca, kochający mąż. Żyje jak automat, pozwalając sobie na płacz 5-cio minutowy dwa razy w miesiącu, jako upust frustracji. Pewnego dnia jadąc do pracy, traci panowanie nad kierownicą i budzi się w szpitalu. Na razie tyle przeczytałam. Co mogę powiedzieć. Czyta się błyskawicznie, bardzo dobrze napisane.
Bieganie.
Ja już jestem stara. Dwa dni pod rząd biegałam i wszystko mnie boli. W zeszłym tygodniu byłam na szkoleniu z technik nauczania ataku i bloku w siatkówce. W części praktycznej oczywiście ćwiczyłam A jakże! I co i potem umierałam przez trzy dni! Miałam tak okrutne zakwasy, że Mój Własny Mąż porykiwał ze śmiechu patrząc jakim "dziarskim i młodzieńczym" krokiem poruszam się po domu. A przecież biegam i gram w siatkówkę! To nie jest tak, że nic nie robię! Oczywiście MWM nie omieszkał dowalić ukochanej żonie, że wreszcie ktoś mnie zmusił do porządnego ćwiczenia. Ale śmieszne!
Nie ma się czym chwalić, jeśli chodzi o kilometraż biegania. Ostatni tydzień ledwie 12, a jeszcze wcześniejszy 0. Potrzebuję ostrego kopniaka, bo nic mi się nie chce (robić na drutach też). Ciągle jestem zmęczona. Dobra koniec narzekania. Pa, pa.