Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Nowa Zelandia. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Nowa Zelandia. Pokaż wszystkie posty

piątek, 5 czerwca 2020

Sweter z oposa.

       Ponad rok temu byliśmy w Nowej Zelandii. Nigdy nie powstał wpis o tym miejscu. Nie wiem dlaczego, bo jest to,  najpiękniejsze dla mnie miejsce na ziemi ( z tych, które widziałam). Nowa Zelandia jest na pierwszym miejscu z niewielką przewagą nad Australią. Myślę, że białe wina nowozelandzkie przeważyły. Zwłaszcza sauvignon blanc z rejonu Marlborough jest fantastyczne. Australia ma lepsze czerwone wina. tak twierdzi mój mąż,  ja czerwonego wina nie pijam, bo mnie po nim głowa boli.
      Trochę odbiegłam od tematu. Nowa Zelandia jest położona na dwóch wyspach.Mieliśmy tylko 14 dni z przelotami, więc skupiliśmy się tylko na wyspie południowej. Warto było jechać. Tam jest tak pięknie!!!! Szkoda, że jestem już w tym wieku, że mnie tam nie przyjmą, bo mogłabym tam zamieszkać. No trudno. Ustka też jest piękna.
      Nie będę opisywać naszej podróży. Chciałam wspomnieć tylko o jednym miejscu, które jest ważne dla każdej osoby robiącej na drutach. Wspomnę, tylko że jak jedziemy gdziekolwiek, gdzie wełna jest ważna dla mieszkańców, staram się sobie przywieźć stamtąd pamiątkę w postaci kilku motków. Wyszukuję sklepy, które są na naszej drodze. Nie zbaczamy specjalnie z trasy. Jeszcze tego nie robiliśmy, ale może kiedyś???
      Wracam do tematu. Po pierwsze odwiedziliśmy farmę lam i alpak. Fantastyczne miejsce, prowadzone przez prawdziwych zapaleńców. Tutaj nie kupiłam wełny, bo wydawała mi się za droga.




     Dotarliśmy do Jeziora Wanaka. Ja przepraszam, ale muszę wrzucić kilka zdjęć, aby wam zobrazować, jak tam jest pięknie. Mój ubogi język nie odda urody tego miejsca. Zdjęcia choć trochę oddadzą niesamowitość tych okolic. Tam jest tak czyste, przejrzyste powietrze, że nie trzeba ich poddawać obróbkom. Kolory, które są na zdjęciach, są takie same w rzeczywistości.






Po drodze do jeziora Wanaka mija się przesłodkie Diamond Lake.



       Po wędrówce udaliśmy się do miasta, aby coś zjeść i odnaleźć sklep Wools of Wanaka. Sklep jest nieduży, można w nim kupić wyroby z nowozelandzkiego merino z possumem, czyli po naszemu oposem. Część z wełnami nie była duża, ale wystarczyła, abym utknęła tam do zamknięcia sklepu. Mąż wdał się w pogawędkę z panią właścicielką na temat właściwości tej konkretnej wełny, ja próbowałam wybrać kolor. Jestem zodiakalną Rybą, co oznacza, że jeżeli są dwa kolory, ja nie mogę wybrać jednego. A było ich więcej. W końcu wybrałam A02, czyli czerwony, nieczerwony. To nie jest łatwy do określenia kolor. Cena przyprawiła mnie o zawał serca. Męża też. Zresztą co W NZ jest taniego?  Skład jest fantastyczny 40% kaszmir, 40 % opos, 20 % jedwab. Motki są 25-cio gramowe i jest w nich 175 metrów wełny.
       Po wyjściu ze sklepu zaczęłam szukać informacji na temat oposa i znalazłam ciekawe artykuły, które mnie trochę rozbawiły i jednocześnie przeraziły. Possum, to zwierze, którego futro dodaje się do wełny , aby podnieść jej walory cieplne. Do Nowej Zelandii sprowadzono go pod koniec XIX wieku z Australii. Bardzo szybko rozpleniły się po całym kraju, naruszając jego biosystem. Wywołało to walkę z nim na wszelkie sposoby. Wszędzie gdzie chodziliśmy po górach, widzieliśmy pułapki na oposy, można do nich strzelać, zabijać w dowolny sposób. Bardzo znana jest zabawa w rozjeżdżanie oposa. I rzeczywiście mnóstwo martwych ciałek leży na drogach.  Nie lubią o tym oficjalnie wspominać.
Przeczytałam również historię o tym, jak bawią się młodzi Nowozelandczycy, czyli o piciu na oposa. Opos operuje głównie w nocy i na drzewach. Młodzi ludzie biorą zakąskę i napoje alkoholowe i zaczynają biesiadę na drzewach. Jest to łatwe, bo w parkach rosną piękne, rozłożyste drzewa, jakby specjalnie dostosowane do imprezowania. Młodzi nie mogą schodzić z drzewa, nawet za potrzebą, piją do czasu, aż zaczynają spadać z drzew. Wygrywa ten , który utrzyma się na drzewie najdłużej. Mają wyobraźnię, prawda?

     Długo szukałam odpowiedniego projektu, do wełny, która jest bardzo cienka, ale ciepła. Nie mogłam się na żaden zdecydować. Wybrałam Millie od Nice and Knit. Niesamowicie prosty w robocie, ale bardzo wdzięczny. Oczywiście moja próbka, tak daleko odbiegała od tej w projekcie, że nie mogłam się zdecydować na konkretny rozmiar.Chciałam mieć sweter trochę luźniejszy, a wyszedł bardziej przy ciele. Też ładnie. Robiłam na drutach 2,75!!!! Nawet nie zauważyłam, kiedy skończyłam.  Jest niesamowicie ciepły, miły w dotyku. i aż żal, ze nie mam go gdzie ubrać. Poczeka.





       To jeszcze króciutko o książkach.

W dalszym ciągu czytam duńskie kryminały. Przeczytałam "Kartotekę 64", czytam " Pogrzebanego". Nie zmieniam zdania na temat tej serii, świetnie się czyta, polubiłam głównych bohaterów i szkoda, że zbliżam się do końca przygody  z komisarzem Morckiem. 
W międzyczasie pochłonęłam kolejną pozycję  serii skandynawskiej Wydawnictwa Poznańskiego "Blizna" Audur Ava Olafsdottir. Główny bohater ma dość życia, które straciło dla niego sens. Postanawia popełnić samobójstwo, jednak daleko od domu. Wyjeżdża do kraju, w którym jeszcze niedawno toczyła się wojna, wszędzie są widocznie zniszczenia.  Zabiera ze sobą nie wiadomo czemu wiertarkę. Za jej pomocą dokonuje niewielkich napraw w hotelu, w którym postanowił spędzić ostatnie dni życia i tym samym zauważył, że jego istnienie zaczęło mieć sens. Jak dla mnie świetna książka, króciutka, ale warta uwagi.
Ostatnio mam szczęście do dobrych książek i niech tak zostanie:)))