Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Kuala Lumpur. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Kuala Lumpur. Pokaż wszystkie posty

piątek, 19 marca 2021

Trochę tego i tamtego....

     W sierpniu byłam w Polsce i kupiłam w Ovczarni len. Do tej pory len kupowałam w Indonezji, ale po pierwsze Covid trochę pozmieniał możliwości zakupowe, a poza tym jest dużo droższy niż w Polsce. Będąc na krótkich wakacjach w kraju, postanowiłam wykorzystać sytuację i zakupić tę właśnie włóczkę. Miałam tylko problem z kolorem. Nie mam możliwości dokonania bezpośredniego zakupu, przyjrzeniu się kolorom i zawsze muszę polegać na zdjęciach sklepowych, które nie zawsze oddają rzeczywistość. Chciałam zakupić len w pomarańczowym, intensywnym, żarówiastym kolorze. Na stronie sklepu jest piękny intensywny pomarańcz. Sprawdziłam na Raverly ten kolor i nie bardzo wyglądał tak, jak na stronie sklepu. Przestraszyłam się, bo nie chciałam ceglastego koloru, a taki prawdziwie mocny, soczysty, żywy. Poszłam więc w róż. Zamówiłam kolor, który jak zobaczyłam, to niestety mnie nie powalił. Nie miałam jednak czasu na jakiekolwiek zmiany.  Chcę nadmienić, że kolor jest w porządku, ale myślę, że nie dla mnie. Chociaż usłyszałam od znajomej, że jest super i dobrze mi w nim. Wiecie jednak, że jak samemu się nie czuje koloru, to nie pomogą żadne przekonywania. 

    Ponieważ było lato, to w przestrzeni internetowej hulały topy, cienkie sweterki i mój wzrok spoczął na Linen Missoni Accomplished od Espace Tricot. Projekt lekki, zwiewny, idealny na malezyjskie lato, które trwa cały rok. Mam już wersję wełnianą i chciałabym napisać, że lubię ją nosić, ale jeszcze nie miałam takiej możliwości. Ale już niedługo wracam i będę nosić i nosić to, co udziałam.

    Ten kolor, podobnie jak czerwony, jest ciężki do sfotografowania. Zwłaszcza, jak się samemu sobie robi zdjęcia. Dużo zdjęć wyszło nieostrych, nie za bardzo miałam w czym wybierać.









    Parę informacji technicznych, włóczka BC Garn Lino- kolor grape, druty 2,75 i 3,25.

    
        Książki są czymś dla mnie bardzo ważnym, nie potrafiłabym bez nich funkcjonować. Czytam dużo, głównie na czytniku i słucham mnóstwo. Ostatnio, jak sprawdzałam moje statystyki, to mam mniej więcej po równo ebooków i audiobooków. Nie jestem wielką miłośniczka prac domowych, gotowania. Robię to, bo muszę. Audiobooki umilają mi te chwile, słucham podczas sprzątania, gotowania, wieszania prania, w drodze z pracy, podczas biegania i pływania. Kupiłam nawet specjalną empetrójkę do pływania, bo pokonywanie kolejnych basenów, było dla mnie bardzo nudne. Na uszach mam zwykle proste historie, kryminały, przygodówki, aby nie skupiać się za bardzo, bo czasem myśl potrafi ulecieć gdzieś daleko.

    Ostatnio zauważyłam, że ciągnie mnie do literatury azjatyckiej. I tak:
1. "Ukochane równanie profesora" Yoko Ogawy, polecane również przez Honoratę. Przepiękna książka! Opowiadana historia jest niesamowita. Główna bohaterka jest gosposią, opiekunką  profesora matematyki, którego problemem jest to, że traci pamięć co 80 minut. W życiu profesora dużo rolę odgrywa syn opiekunki, któremu w prosty sposób objaśnia matematykę. Ciepła, ale oszczędna emocjonalnie relacja łącząca tę trójkę, rozwija się pomimo pamięciowego problemu. Już dawno nie czytałam tak dobrej książki.

2. "Zmierzch" Osamu Dazai - to opowieść o upadku japońskiej arystokracji, po II wojnie światowej, o próbach odnalezienia siebie w nowej rzeczywistości, w której traci się wszystko, traci dotychczasowe życie, wartości. Kazuko z chorą matką, po sprzedaży domu przenoszą się na wieś, gdzie muszą sobie radzić, aby przeżyć. Opiekuje się nie tylko matką, ale również pokiereszowanym przez wojnę bratem. Rodzi się w niej bunt. Aby odnaleźć siebie, łamie społeczne konwenanse. Kolejna minimalistyczna w słowa opowieść.

3. "Nadchodzi chłopiec" Han Kang. Rok 1980 nie tylko w Polsce był pełen protestów przeciw rządzącym. 
W Korei Pd młodzi ludzie zbuntowali się przeciwko huncie wojskowej. Mieli odwagę zareagować na bezsens przejęcia władzy przez wojsko. Zamieszki zostały bardzo krwawo stłumione. Książka jest trudna emocjonalnie, ale opowiedziana językiem barwnym, poetyckim. Jej trudność również polega na tym, że opowiada o prawdziwych zdarzeniach.

4. "Ministerstwo moralnej paniki Amanda Lee Kod. To opowiadania o miłości, jednakże opowiedziane z singapurskiej perspektywy. Ta mała książka bardzo mi się podobała, bo widzę w niej moich znajomych, moich sąsiadów. Poza tym łamie wiele tematów tabu, o których można tylko przeczytać w książkach, a o których tutaj w Azji się nie mówi.

Oprócz tematyki azjatyckiej dużo u mnie kryminałów i lekkiej literatury obyczajowo-przygodowej

 ( Covid zwrócił moje zainteresowania ku lżejszym obszarom).

5. "Niewidzialne życie Addie LaRue" V.E. Szwab. Jaka świetna niewymagająca opowieść, która przenosi nas w świat fantasy. XVIII wiek, młoda dziewczyna Addie ucieka sprzed ołtarza, nie chce pójść w ślady matki, siostry, koleżanek. Chce innego życia, niezależności. Spotyka diabła i zawiera z nim pakt. Brzmi banalnie? Trochę, ale jest inaczej. Wciąga od pierwszej strony i nie można się od niej oderwać.

6. "Łowczyni" Kate Quinn. Historię poznajemy z perspektywy trzech osób: Iana, łowcy nazistów, którego młodszy brat zginał z ręki nazistki; Niny - Rosjanki znad Bajkału, świetnej pilotki, która walczyła w wojnie i zamiast być odznaczona, musiała uciekać z kraju; i Jordan - młodej Amerykanki, której los ściśle się związał z nazistowską zbrodniarką. Trzy nurty tej historii łączą się pod koniec w jedną całość, której finałem staje się zdemaskowanie kobiety - potwora.

Mogłabym tak jeszcze wymieniać kolejne pozycje, ale to może nastąpi wkrótce.

I tak na koniec trochę Kuala Lumpur dla was ode mnie.






wtorek, 27 października 2020

Bez tytułu

     Zakładając tego bloga, chciałam, aby był o tym co kocham, co lubię, czym się pasjonuję. Uznawałam, że jest to miejsce, gdzie spotykają się osoby, które podzielają moje zainteresowania. Tak było. Starałam się unikać ciężkich tematów, polityki, bieżących problemów. Według mnie są osoby, które profesjonalnie, z pasją i w odpowiednich słowach przekazują treści, z którymi się w pełni zgadzam. 

    Jednak dłużej już nie mogę udawać, że wszystko jest w porządku, że życie jest piękne, że nie obchodzi mnie, co się u nas w kraju dzieje. Od kilku lat nie oglądam kanałów informacyjnych. Oczywiście słucham radia, a zwłaszcza teraz, kiedy powstał Nowy Świat. Jestem w mediach społecznościowych, czytam, słucham. Mąż z racji wykonywanych obowiązków, dostaje trzy razy dziennie pełny obraz wiadomości z kraju. Codziennie przekazuje mi w skrócie wieści, które nie głaszczą mnie po sercu, nie wywołują uśmiechu radości na twarzy. Czwarty rok mieszkam w dalekiej Azji. Jest mi dobrze z dala od polskiej codzienności. To nie jest tak, że jestem totalną ignorantką, że nie wiem co się dzieje, że siedzę na plaży pod palmami i mam gdzieś mój kraj. Nie, tak nie jest. Wiele sytuacji wywoływało gniew, ból, wściekłość. Po wyborach prezydenckich przez kilka dni nie mogłam dojść do siebie. 

    To co się dzieje teraz, wyrok TK totalnie złamało mój spokój wewnętrzny. Jest mi źle, bardzo źle. Jesteśmy podzieleni jako naród, nie rozmawiamy ze sobą, wykrzykujemy argumenty. Nie bardzo widzę, aby można nas było od nowa skleić. Jestem dumna z młodych ludzi, z kobiet, mężczyzn, że wzięli sprawy w swoje ręce, że wyszli na ulice. Można się oburzać na słownictwo, na agresję. Pewnie tak. Ale tu nie chodzi o rozróbę. Jestem dumna z moich dzieci.    

    Oglądam mnóstwo filmów z protestów.

    Muszę przestać.



    Już za kilka miesięcy wracamy do kraju. I wzięłam się za jesienne swetry. Mam już kilka. Czekają na fotograficzną wenę. Tak na szybko zrobiłam zdjęcia Palomie od Espace Tricot. 



Robi się i robi i nie może się skończyć. Za dużo w głowie się dzieje.

I drugi Anker summer shirt. Skończony, ale zdjęcie sprzed paru dni. Wydaje mi się, że to mało jesienny wyrób, ale mogę się mylić.


    Kiedyś Honorata pytała, czy będzie post o jedzeniu. Miał być, ale może jeszcze będzie. Wyjeżdżam dopiero 31 lipca, może zdążę do tego czasu. Jako zajawkę chciałam pokazać zdjęcie z koreańskiej kolacji.




To była porcja dla czterech osób. Tu siedziały same kobiety. Obok panowie w tej samej liczbie, mieli taki sam zestaw. Jedzenie jest przepyszne. Mnóstwo warzyw, głownie wszelakiego rodzaju kimchi. Pychota! Normalnie jeszcze jest grill na środku stołu do grillowania mięsa. Tym razem jedliśmy gotowe mięsa. Objadłam się wówczas okrutnie! Ale warto było:)

    Trzy tygodnie temu nas znowu zamknęli, bo mięliśmy 800 przypadków Corony dziennie, z czego 80 % na wyspowej części Malezji, czyli na Borneo, na Sabah. nasze zamknięcie polega na tym, że nie możemy opuszczać miasta, nie możemy zmieniać stanów, baseny są zamknięte, w barach i sklepach znowu ograniczenia. Proszą ludzi o nieporuszanie się po mieście i Malezyjczycy się stosują. Sklepy i restauracje zieją pustkami. maski to od początku pandemii są obowiązkowe. Nie wejdzie się do sklepu, restauracji, biura, kiedy się nie zeskanuje telefonem kodu, lub nie wpisze się na listę. I nikt z tym nie ma problemu. Dzisiaj byłąm świadkiem jak strażnik pilnujący wejścia do galerii zwrócił uwagę Hindusowi, który miał założona maseczkę po polsku, czyli pod nosem. Pan grzecznie przeprosił i poprawił maskę. Ludzie tutaj są bardzo karni. 

    Właściwie nie wiem, dlaczego was uraczyłam wieściami z pandemii. Bardziej na koniec chciałam jeszcze wrzucić zdjęcia z Kuala, po którym trochę się włóczymy ostatnio.






    I z tymi widokami pełnymi słońca i gorąca połączonego z wilgotnością zostawiam was pełna nadziei na lepsze jutro. Będzie dobrze:)))