Trochę lat żyję na tym świecie.Parę ładnych lat robię na drutach. Oczywiście w dziedzinie drutowej jestem ciągle amatorką. Nie sądziłam jednak, że mogę coś zmienić w swojej technice dziergania. Ciągle zapominam o powiedzeniu, że człowiek całe życie się uczy. A o co chodzi?
Oczka w robótce przerabiam luźno. Oznacza to, że w trakcie robienia są bardzo nierówne i muszę blokować "dzieło". W żaden sposób nie mogłam tego zmienić. Jakiś czas temu czytając
Intensywnie Kreatywną, przeczytałam o tym jak to ona przerabia oczka. W tym
poście pokazuje jak je wykonać. Obejrzałam i zapomniałam. Nie wiem czemu podczas pierwszej tegorocznej robótki zastosowałam się do jej wskazówek. I eureka! U mnie różnica jest kolosalna! W dalszym ciągu muszę robótkę blokować, ale serce moje raduje się patrząc na przyrastający sweter.
Na pierwszym zdjęciu przerabiam po staremu, czyli owijając wełnę wokół palca wskazującego.
Na drugim już nowsza wersja, która bardziej mi się podoba.
Wrocławski Święty Mikołaj przyniósł mi naczynie zapobiegające bieganiu motka po całym salonie i plątaniu się nitek, jeśli przerabiamy np. żakardy.
I w nowej robótce bardzo się przydaje.
Robótkowy kącik.
Pimposhka zaproponowała, abyśmy pokazały swój robótkowy kącik. Ja mam dwa. Jeden został mi chwilowo zabrany. Fotel, w którym się zatapiam, zyskuje nową twarz u tapicera. Tam przesiaduję, gdy czytam i robię na drutach. Ten, który pokazuję jest telewizyjno-robótkowym.
Wczoraj odziałam się w sukienkę, którą zrobiłam chyba dwa lata temu.
Zaczęłam ją robić korzystając z darmowego kursu
Doroty. Robiłam od dołu i jak doszłam do pasa i przymierzyłam, to sprułam. Wyglądałam jak syrena. Wszystkie kształty było widać. I nawet więcej. Druga wersja dołu bez oczek lewych i od razu lepiej. Wełna , z której robiłam to Elian Exklusive. Nie gryzie, dobrze się pierze w pralce, super nosi( nie wypycha się wiadomo gdzie) i jest ciepła. Same plusy. Może nie jest to mistrzostwo świata, ale ją lubię.
Chyba muszę zmienić tytuł bloga, bo o bieganiu jest tak dużo, że Was tylko zanudzam. Trochę nadrobię. Nie pisałam, bo mało biegałam. Na święta przyjechała moja przyjaciółka z Łodzi. I znowu zaczęłam. Mój domowy Św. Mikołaj przyniósł mi zegarek do biegania Garmin Forerunner 220. Poprzedni skończył się. I biegałam na zwykły, ale to nie to. Ten mierzy wszystko. Mój Własny Mąż zaraził się ode mnie bieganiem i dostał też od tego przynoszącego prezenty jeszcze lepszy zegarek, przygotowujący do triatlonu. Uczeń przerósł "Mistrza". W czasie biegania słucham jak już pisałam, audiobooków. Wczoraj wreszcie skończyłam "Zbrodnię i karę". Piszę wreszcie, bo rzadko biegałam, więc bardzo dużo czasu zabrało mi skończenie tego klasyka. to nie była chyba najlepsza lektura do biegania. Lektor Paweł Kutny nie będzie moim ulubionym. Zamęczył mi tę książkę na śmierć. Teraz słucham "Metro 2033" czytaną przez Krzysztofa Gosztyłę. I to jest inna bajka. Oczywiście jeśli chodzi o poziom literatury, to nie ma co porównywać na korzyść Dostojewskiego. Natomiast przyjemność słuchania pana Gosztyły jest niewątpliwa. Kończę na dzisiaj, bo ktoś musi zrobić obiad. Na razie.