Od 20 dni nie miałam drutów w ręku. A jakby doliczyć dni, kiedy zrobiłam ledwie dwa, trzy rzędy szala, to wyjdzie koło 20.
Powodem są olbrzymie zmiany, które nastały w moim życiu. Mąż mnie wywiózł na koniec świata. Do Malezji... I to najprawdopodobniej na trzy lata. Zanim mnie wyrwał z mojego bezpiecznego miejsca na ziemi, przez dłuuugi czas się pakowaliśmy i próbowaliśmy organizacyjne ogarnąć ten moment. Musieliśmy spakować się na trzy lata. Przyjechała firma przeprowadzkowa i zabrała wiele kilogramów. Do kilku walizek spakowaliśmy resztę i ruszyliśmy w daleki świat. Lot dość długi podzieliliśmy na dwa etapy: do Dohy i do Kuala Lumpur. Nie jestem wielką miłośniczką latania samolotem, a właściwie mogłabym powiedzieć, że boję się bardzo. Cały lot spędziłam oglądając filmy. Pomimo, że druty miałam przy sobie, nie wyciągnęłam ich ani na chwilę. Byłam tak pełna emocji, że na śmierć o nich zapomniałam. Zresztą dalej grzecznie, w woreczku, czekają na jakiekolwiek nimi zainteresowanie. Bidulki.
Na razie mieszkamy w hotelu. Trwają poszukiwania mieszkania do wynajęcia. Jest ich dużo. Mamy problem, które wybrać. Spodobały nam się trzy i teraz bijemy się z myślami na co postawić. Wszystkie są duże, jasne, mają wszelkie udogodnienia. Czy wybrać mieszkanie w dwukondygnacyjnym budynku, z pięknym tarasem, w spokojnej dzielnicy, czy wybrać apartament w samym centrum, na 38 piętrze z fantastycznym widokiem na Petronas Towers, centrum i całe miasto, skąd jest wszędzie blisko, do sklepów i metra. Ajajaj!
Miasto jest piękne, wielokulturowe, bardzo zielone. Jak przyjedzie nasz bagaż z Polski, to postaram się o zdjęcia i będę się nimi dzielić.
Pogoda tutaj jest cały rok taka sama, średnia temperatura to 32 stopnie. Oczywiście jest więcej. Ja jestem typową osobą z Centralnej Europy, która w Polsce powyżej 27 stopni umiera, bałam się więc, jak ja to zniosę. Rano i wieczorem jest znośnie. W ciągu dnia, jak nie ma pełnego słońca, a na szczęście tutaj często słońce jest za chmurami, to da się wytrzymać będąc w ruchu. Natomiast jak się zatrzymałam na dosłownie kilka minut (jak było słońce), od razu poczułam lepkość na całym ciele i spływające krople potu. Na szczęście wszędzie w pomieszczeniach jest klimatyzacja.
Jak wracamy z pracy, przed 20-tą, słońca już prawie nie ma i mamy widok na centrum. Robi wrażenie.
To ten sam widok, tylko dzień później i 500 metrów dalej od poprzedniego zdjęcia, no i wcześniej.
Wśród licznych wieżowców trafiają się takie perełki, tu akurat restauracja.
I takie klimatyczne zdjęcie, też restauracja. A tak a propos, restauracji, barów, miejsc z jedzeniem jest caaaałe mnóstwo. Można zjeść za 5 zł, 10 i więcej. Przeciętnie wydajemy na obiad 10/12 zł.
To zadaszenie to ochrona przed deszczem, słońcem. Nie wszędzie są, ale w centrum jest ich dużo. nie raz ratowały nas od upału.
A tu widok z wieży Menara na City. Robi wrażenie. To zdjęcie jest z wysokości koło 200 metrów.
A tu z lekko wyższej wysokości, bo z 421 metrów.
Na szczycie jest możliwość wejścia i zrobienia sobie zdjęcia w szklanej klatce. Dla mnie, z moim lękiem wysokości, to atrakcja nie do skonsumowania. Zbyszek był prze szczęśliwy i czuł się w niej jak ryba w wodzie.
Po lewej stronie na grubych słupach jeździ napowietrzne metro, kolejka. Nowoczesne, szybkie, ciche.
To są Petronas Tower w piątkowy wieczór. Symbol Kuala Lumpur. W miejscu, z którego robię zdjęcia, jest mnóstwo ludzi, jak w Ustce na promenadzie w sezonie. Kto był, ten wie o czym piszę.
Wieczorem pod wieżami, w parku ma miejsce widowisko światło i dźwięk. Ponieważ nasz bagaż jeszcze nie dotarł, nasze przewodniki również, a nie bardzo mamy czas, aby przeszukiwać internet, więc nasze zwiedzanie jest bardzo chaotyczne. Nie wiedzieliśmy, że pokaz zaczyna się 0 20-tej i trwa do 22.00. My trafiliśmy na nieduży fragment, ale tak byliśmy zachwyceni. Na pewno wrócimy tam jeszcze i obejrzymy całość.
Takie są moje pierwsze wrażenia... No i ten Koniec Świata bardzo mi się podoba :-)
Ps. Jeśli chcielibyście poczytać o Malezji, to tutaj jest fantastyczny blog o życiu w Malezji. Czytanie wielu postów o tym rejonie, ułatwiło mi wyjazd i szybsze zaaklimatyzowanie się tutaj.