Już dwa tygodnie minęły odkąd ostatni raz pojawiłam się na blogu. Trochę się działo i dzieje zdrowotnie. Sypię się. Najpierw spędziłam tydzień w przychodni próbując dojść co dolega mojej prawej stopie. Mam problemy w chodzeniu w jakichkolwiek innych butach niż adidasach(nawet w balerinach jest ciężko). Mogę biegać, ale nie mogę grać w siatkówkę. Pierwszy doktor usłyszawszy, że zaczęło się od palucha stwierdził, że to jest dna moczanowa i tylko na tym się skupił. Nie słuchał mnie już więcej. Kazał zrobić wyniki. Poczytałam w internecie i się załamałam. Nie chorobą, ale dietą. Nie mogłabym nic jeść i pić co lubię. Badania zrobiłam i wyszły prawie jak żyleta. Sprawdziłam najpierw w internecie, a potem poszłam do innego młodego lekarza. I na szczęście dna wykluczona, ale dostałam nowe skierowania na badania i prześwietlenia w kierunku reumatyzmu lub problemu ortopedycznego. Cieszyłam się jak dziecko. I przy okazji wyszło ,że tak cudnie do końca nie jest, bo mam poważne zakażenie układu moczowego. Ale to drobiazg, dostałam lekarstwo i żyję. A tak siedząc w przychodni wśród chorych załapałam anginę. Okrutną. Piąty dzień leżę jak wór i na nic nie mam siły. Ale już jest lepiej. Chyba. Dobra koniec użalania się nad sobą.
Sweter szmaragdowy skończyłam, nawet byłam w nim w pracy i chciałam zrobić sesję, ale w międzyczasie poróżniliśmy się trochę z moim Własnym Mężem i nie mam zdjęć. Teraz już się odróżniliśmy ale ja wyglądam jak żywa reklama filmu z czasów II wojny światowej, zapadnięte i podsiniałe oczy, "świeże i dopiero ułożone" włosy i poczekam na lepsze czasy.
Tak leżąc sobie w łóżku, trochę czytając, trochę śpiąc wykańczałam moją szmaragdową włóczkę. Zrobiłam mitenki i czapkę.
Skorzystałam ze wzoru
Gia fingerless gloves. Chciałam czegoś lekkiego i ażurowego. Ażuru jest tu niewiele, ale wzór bardzo mi się podoba. Może nie jest do końca widoczny ze względu na barwy włóczki, ale i tak jest nieźle. Robiłam na drutach 2,0. Miały być ścisłe i obcisłe i takie są.
Ręce to jedyna część ciała, którą teraz można fotografować, więc czapkę przedstawiam jako zezwłok i musicie mi uwierzyć na słowo ,że całkiem na mnie wygląda nieźle. Kolory są niesamowite, takie wiosenne. Aparat tradycyjnie przekłamuje kolory. Na żywo więcej w nich zielonego niż niebieskiego. A do tego zielony jest bardzo intensywny.
Czapka ma kształt wydłużony, krasnalowaty, bo w takim fasonie dobrze wyglądam. Zastosowałam w niej wzór z mitenek. Użyłam do robótki również dwójki druty.
Dzisiaj środa, więc trzeba napisać trochę o bieżącym dzierganiu i czytaniu.
Na drutach
Street chic Asji. Bardzo podobał mi się projekt odkąd Asja pokazała go na swoim blogu. Czekałam na publikację wzoru, zakupiłam w
YarnAndArcie przepiękną włóczkę sock yarn o wdzięcznej nazwie Gray Salmon i dzisiaj właśnie zaczęłam . Trochę jestem przerażona lewymi oczkami robionymi na okrągło, no ale trzeba cierpieć kiedy się chce mieć coś pięknego i niepowtarzalnego.
Włóczka ma cudowne kolory, które mnie urzekły od pierwszego wejrzenia.
Zdjęcie zapożyczyłam ze strony sklepu. Po zwinięciu wygląda tak:
Ma piękną błyszczącą nitkę, która nie jest nachalna i mam nadzieję, że nie będzie gryzła. Matko, jaka jestem podekscytowana. To znak, ze zdrowieję.
To teraz książki.
Pierwszą, którą przeczytałam w zeszłym tygodniu była cegiełka Elżbiety Cherezińskiej "Legion".
Jest to opowieść o Brygadzie Świętokrzyskiej , która wykazała się wielkim męstwem i patriotyzmem w czasie II wojny. Sama autorka napisała, że kiedy pierwszy raz usłyszała o tej brygadzie to przyszły jej na myśl "Bekarty Wojny". "Nielegalni, niepokorni, nieprawomyślni. I skuteczni". Jest to historia ludzi, którzy po nieudanej kampanii wrześniowej nie chcieli się poddać ani Niemcom ani Sowietom,. Chcieli walczyć. Jestem z pokolenia, które było nauczane historii inaczej niż jest przedstawiona w tej książce. Uczono mnie, że owszem najważniejsze była Armia Ludowa i Bataliony Chłopskie, dalej było AK i właściwie tyle. I ,że oddziały tych ugrupowań walczyły z wrogiem. Z książki dowiedziałam się, że było ponad 100 różnych ugrupowań, które oprócz tego, że walczyły z wrogiem, to walczyły ze sobą. Najważniejsza była walka ideologiczna. Przerażające były opisy mordowania Polaków tylko dlatego, że byli z AK lub z Al. Co to były za czasy! Niech nie zabrzmi to bardzo ciężko. Książka jest napisana z tempem , przygodą i prawdą historyczną. Opisuje wiele brawurowych akcji. Symptomatyczne jest to, że brygada walcząca z wrogiem, czyli Niemcami i z komunistami, broniąca ludność cywilną przed bandami, likwidująca zdrajców, kiedy przemaszerowała z terenu Polski na obszar opanowany przez aliantów, stała się solą w oku zachodnich sprzymierzeńców. Gdyby nie Amerykanie, a zwłaszcza generał Patton, zostaliby oddani w ręce Rosjan i skończyliby nie wiadomo gdzie. A raczej wiadomo.
Druga książka, dużo lżejsza.
"Spirala śmierci"Leeny Lehtolinen.
Noora Nieminen jest bardzo utalentowaną łyżwiarką, nadzieją fińskiego łyżwiarstwa figurowego. Po jednym ze swoich treningów zostaje zamordowana własnymi łyżwami. Śledztwo prowadzi pani nadkomisarz Maria Kallio, będąca w siódmym miesiącu ciąży. Bardzo dobry kryminał. Do końca nie wiadomo, kto jest sprawcą, czy ludzie z jej najbliższego otoczenia, zawodnicy, trenerzy, czy człowiek , który od dłuższego czasu absorbuje jej rodzinę swoją osobą. Bardzo dobre tempo, zakręcona intryga, bardzo interesująca pani komisarz, to wszystko wpływa na jakość książki.
Skończyłam słuchać "Metro 2033"Dmitry Glukhovskego, czytaną przez Krzysztofa Gosztyłę. Nie urzekła mnie ta historia. Niestety. Po zakończeniu wielkiego konfliktu atomowego, wszyscy żywi ludzie schronili się w moskiewskim metrze. Ludzie żyją na poszczególnych stacjach, na których stworzone są pozory normalnego życia. Żyją w grupach, które łączy ideologia, religia, lub po prostu miejsce pobytu. Za wszelką cenę próbują przetrwać. Artem, główny bohater powieści, jest młodym mężczyzną, mającym misję do spełnienia. Od niego zależy przyszłość Metra i ludzi tam żyjących. Książka ma wierne grono fanów i miłośników. Ja do nich nie należę. Krzysztof Gosztyła ratuję tego audibooka jak tylko może. Jest genialny. Książka jak dla mnie, nie.
Na zdjęciu są dwie książki. Jedna to opowieść o Tomaszu, dziennikarzu "Trójki" i Zdzisławie, malarzu Beksińskich. I druga "Co nam zostało" Zeruyi Shalev. Zaczęłam czytać tę drugą, ale łatwa nie jest. Sam sposób pisania, bez dialogowy, z niewieloma akapitami wymaga skupienia. Zaś pierwsza pozycja opowiada o bardzo skomplikowanych postaciach. nie wiem co wybrać.
Aby nie przemęczać się za bardzo, na uszy wrzuciłam Harlana Cobena "Zostań przy mnie".
Już dawno tyle nie napisałam. Mam wielką nadzieję, że nie zanudziłam Was za bardzo. Jeśli tak, to trudno. Nie mam z kim pogadać. Mój Własny Mąż całe dni spędza w łazience remontując ją. Więc zostałyście Wy. Dzięki.