Mając dość mojego entuzjazmu, przesłała mi rozpisany projekt. Ożesz, jaka radość i kolejna ekscytacja. A za chwilę, lekkie zwątpienie, jaką włóczkę mam użyć. Moje zasoby włóczkowe są bardzo ograniczone. Bardzo.
Po moim przyjeździe tutaj Marzena, która jeszcze miała sklep z przepięknymi włóczkami, zafarbowała dla mnie 10 motków jedwabiu, na 4 różne kolory. Co tu dużo pisać, znacie Marzenę i jej oko do kolorów. Są piękne! Ale po przerobieniu prawie całego jedwabiu stwierdzam z żalem, że ja chyba nie bardzo lubię czystego jedwabiu. Jest miły w pracy, delikatny, miękki. Jednak w noszeniu mam z nim problemy, wyciągają mi się pojedyncze nitki, zaciąga się. Proszę o wybaczenie wielbicielki jedwabiu. Lubię jedwab jako dodatek do innych włókien. Przepraszam , mam szal jedwabny i sprawdza się idealnie. Natomiast w topach, swetrach coś jest nie tak. Może to mój problem, może źle dobieram projekty do włóczki. O, to pewnie w tym tkwi problem, nie w samym jedwabiu. W którymś, ze wcześniejszych postów wspominałam o indonezyjskiej farbiarce, u której zakupiłam len. Dołączyłam go do marzenowego jedwabiu i zabrałam się do pracy.
Wzór nie był tak szczegółowo rozpisany, jak jestem do tego przyzwyczajona, ale na tyle dobrze i klarownie, że poradziłam sobie bez problemu.
Cudny jest, prawda?
Mnie się podoba. A jak się świetnie nosi! Na malezyjską pogodę len z jedwabiem, to idealne rozwiązanie.
Zanim przejdę do książek, to chciałabym wspomnieć o mojej aktywności ruchowej w czasie izolacji. A dlaczego? Bo wszystko mnie boli! Po przeprowadzce starałam się dużo chodzić, a nawet biegać. Po mieszkaniu. Mamy duże mieszkanie. Jednak w przedostatnim swoim poście, Marzena wstawiła zestaw ćwiczeń, który niby jest prosty, łatwy i przyjemny. Ludzie, to jakiś koszmar! W zeszłym tygodniu miałam potworne bóle mięśniowe brzucha i obręczy barkowej. Od wczoraj nie czuję ud, nie mogę chodzić, wstawać, siadać. Czuję się jak w pierwszych tygodniach zajęć na
AWF-ie, kiedy schodziłam ze schodów tyłem. Własne dzieci doprowadziły mnie i nie tylko mnie, męża również, do wydawania dziwnych dźwięków przy każdym ruchu. Ciekawe, co będzie bolało w przyszłym tygodniu.
Książki.
W tej dziedzinie działo się dużo i dobrze. Oj jak dobrze! Po pierwsze poznałam wydawnictwo Pauza. Ach jakież oni mają książki! Na Publio mieli ostatnio promocję na ich książki i zakupiłam mnóstwo.
Na razie przeczytałam 4:
- "Czekaj, mrugaj"- to takie migawki z życia ludzi, którzy gdzieś tam, kiedyś tam spotykają się, mijają, ich losy się splatają. Nie każdemu narracja tej książki, krótka, jak mrugnięcia okiem przypadnie do gustu, ja się nią zachwyciłam.
- "Linia" - świetna książka opisująca życie i pracę w korporacji. O zacieraniu się się granicy pomiędzy światem zewnętrznym, a pracą, która przenika, obezwładnia i zawłaszcza prywatność. Dobrze, minimalistycznym stylem napisana.
- "Nocny prom do Tangeru"- na początku, na długim początku miałam olbrzymi problem z tą książką. Nie mogłam w nią wejść, pocięta, poszarpana. Ale później nie mogłam się od niej oderwać. Dwóch starzejących się Irlandczyków siedzi na przystani promowej. Próbują odnaleźć córkę jednego z nich. Podczas oczekiwania wspominają życie pełne używek, narkotyków, rozpasania seksualnego. Pośród tego szaleństwa była rodzina, która jednak nie ukoiła niespokojnych duszy bohaterów.
- "O zmierzchu"- Intelektualistka, profesor jednej ze sztokholmskich uczelni jest bohaterką tej książki. Wykształcona, zajmująca wysoką pozycję, w życiu prywatnym szamocze się, szarpie, szuka ciepła, uczucia. Widzimy światek naukowy, artystyczny, który jak dla mnie nie jest pokazany w zbyt korzystnym świetle.
Musze jeszcze wspomnieć o dwóch książkach, które zachwyciły mnie bardzo i siedzą we mnie głęboko.
Pierwsza to "Zulejka otwiera oczy", opowiada o młodej Tatarce, żyjącej w Rosji. W ramach akcji rozkułaczania zostaje wyrwana ze swojego życia i będąc w ciąży, przeniesiona na Syberię. Książka opowiada o trudnych czasach, ale w taki sposób, który pozwala płynąć przez historię przetrwania , walki o siebie, o dziecko. Fantastyczna książka!
Druga książka to "Gdzie śpiewają raki". Kiedy ją czytałam, nie miałam czasu, przeprowadzka, sprzątanie, wprowadzka, sprzątanie, zamknięcie w domu. Z konieczności dawkowałam ją sobie w małych ilościach. Za każdym razem, gdy brałam ją do ręki, ogarniała mnie wielka radość, że jeszcze ją czytam. Fabułą potrafiła mnie oderwać od rzeczywistości. A jest to opowieść o samotności, porzuceniu, braku akceptacji, przetrwaniu, sile życia. Kilkuletnia dziewczynka zostaje sama w chacie na bagnach. Pierwsza zostawia ją matka, później rodzeństwo, a na koniec ojciec tyran i despota. Mówiono o niej "dziewczyna z bagien". Ludzie jej unikali, bo była z biedoty, z którą nie chce się mieć nic do czynienia. Jedynie kilka osób wspierało ją i pomogło przetrwać. Pewien chłopiec, który w przeszłości był blisko jej rodziny, nauczył ją czytać. I książki uratowały jej życie, dały jej towarzystwo, którego tak bardzo pragnęła. To jest piękna opowieść, niełzawa, nieckliwa, ale niesamowicie poruszająca.
Ależ się rozpisałam! Mam ostatnio szczęście do dobrych książek i bardzo chciałam się z wami nimi podzielić.
Zbliżają się święta, więc banalnie, ale szczerze, życzę Wam wszystkiego najlepszego.
Nasze święta będą prawie polskie, mamy białą kiełbasę, nazywaną w sklepie włoską, mamy jajka, a zamiast żurku będzie kapuśniak, bo ukisiliśmy kapustę. Super, prawda?