Czeka kilka podróży, w tym Nowa Zelandia. Jak pomyślę o przeglądaniu setek, a może tysięcy zdjęć, to słabo mi się robi. O dziwo, pierwszy raz podczas wyjazdu robiłam notatki. Byłam tak zachwycona tym przepięknym końcem świata, że pisałam, aby nie umknęły mi wrażenia.
Czekają robótki, które już poszły do ludzi. Zrobiłam im kilka zdjęć, aby pamiętać.
Póki jeszcze mi się chce, pokażę wam chustę i szal zrobione według tego samego projektu, którego autorem jest Isabel Kraemer "Cowboys & Angels. Potrzebowałam prezentu dla koleżanki, która po 4 czterech latach spędzonych w Malezji, wracała do Polski. Kupiłam tweedową włóczkę, w kolorze brudnej czerwieni i zabrałam się do pracy. To była wielka przyjemność praca z wełną i projektem, świetnie rozpisanym, z ciągłymi zmianami wzorów.
Wełna to Pure Wool naturals 8 ply, firmy 4 seasons, trochę rustykalna, ale przy robieniu na drutach 4,5 zyskała na lekkości, a miękkości po blokowaniu. Wyszła naprawdę ładnie. Nie oddały tego zdjęcia, bo robiłam je sobie samej, komórką, w pełnym świetle. Możecie mi uwierzyć, że właścicielka była baaardzo zadowolona. Moje serce urosło, kiedy zobaczyłam jej radość. Dla takich chwil warto robić na drutach.
Lubię robić prezenty na drutach:) Zwłaszcza ludziom, których lubię i cenię.
Ups, miałam problem z ostrością. To dopiero widać na dużych zdjęciach. Trudno, innych nie będzie, bo chusta już w Polsce.
Tak mi się ten projekt podobał, że postanowiłam go zaadaptować do szala, który miał być następnym prezentem. Kupiłam mieszankę wełny i baby alpaki w przepięknym jasnym gołębim kolorze. Robiłam również na drutach 4,5. Leciałam jak szalona, bo wzór bardzo mi się podobał. I nawet robienie bąbli nie było takie straszne. Dziergałam w każdej wolnej chwili, w samochodzie, samolocie, wszędzie.
Jak skończyłam, zblokowałam, byłam zachwycona swoją pracą. Niestety. Byłam.
Kilka lat temu od mamy dostałam zestawy prostych drutów, których już nie używała, a mnie służyły do blokowania. Były idealne. Do czasu, aż pokonała je Malezja, a właście wilgoć.
, czKiedy wyciągałam je z szala płakałam rzewnymi łzami. Na brzegu, w wielu miejscach po drutach pozostały ślady rdzy. Nie mogłam ich usunąć w żaden sposób!!!! W żaden. Trochę zbladły po wielokrotnych próbach ich usunięcia, ale nie mogłam takiego szala dać w prezencie. Został dla mnie.
A ja musiałam zrobić drugi, bo Patrizia, czyli kolejna obdarowana wyjeżdżała do Włoch. W ekspresowym tempie 8 dni powstał nowy prezent. Tym razem postawiłam na inny wzór Starlight Janiny Kallio. Szal wyszedł bardzo ładny. Tym razem maminych drutów już nie używałam, tylko walczyłam z mnóstwem szpilek. I tak drżałam ze strachu, czy one czasem też nie zardzewieją. Moje modlitwy zostały wysłuchane, wszystko skończyło się dobrze. Jednak zdjęć jest tylko kilka, bo szybko szal przeszedł w nowe, dobre ręce.
I to na razie tyle jeśli chodzi o druty. Chciałam coś jeszcze napisać o książkach, których pochłonęłam całkiem sporo, ale to może innym razem. Wspomnę o ostatnich kilku, które zrobiły na mnie największe wrażenie.
Teraz czytam "Złego" Tyrmanda. Czytałam tę książkę na studiach i bardzo mi się podobała opowieść o powojennej Warszawie, awanturnicza, przygodowa. Przed "Złym " zapoznałam się z biografią Tyrmanda napisaną przez Marcela Woźniaka. Tak mi się ona spodobała, że postanowiłam wrócić do przeszłości. Chciałam sprawdzić, czy książka wywrze na mnie takie samo wrażenie, jak przed laty. Początek nie przypadł mi do gustu, miałam wrażenie, że książka się zestarzała, że trąci myszką. Jednak z każdą kolejną stroną wciągnęłam się. Zwłaszcza po przeczytaniu biografii Tyrmanda, można w niej odnaleźć kilka biograficznych odniesień.
Podobnie miałam z książką Remigiusza Grzeli "Podwójne życie reporterki, Falacci. Torańska". Grzela w fascynujący sposób opisał te mocne postaci dziennikarstwa. Pokazał co kiedyś znaczyło być dziennikarzem, że liczyła się rzetelna, prawdziwa wiadomość, a nie chwytliwy tytuł, który ma przyciągnąć czytelnika do nic nie znaczącego artykułu. Świetnie zestawił kobiety, które w różny sposób dochodziły do prawdy, które w pracy osiągnęły bardzo wiele. Bardzo dobra książka. Kiedyś czytałam "Smoleńsk: Teresy Torańskiej. Kilka lat temu wstrząsnęła mną ta książka, bo autorka potrafiła bezstronnie pokazać tragedię ludzi z różnych środowisk politycznych. Nie była łatwa, bo mówiła o czasach nieodległych, ale bez oceniania. Na pewno przeczytam kolejne książki Torańskiej. Grzela natomiast zachęcił mnie do sięgnięcia po coś Fallaci. Na moim kindlu znalazłam jej"Podróż po Ameryce". Świetna książka, dowcipna, ironiczna. Fallaci opowiada o Stanach widzianych oczami Europejki, lekko, ale wnikliwie.
I to by było na tyle. Może do następnego razu:)))
Nawet nie myśl o tym żeby nie pisać. Chusty piękne-ale to przecież takie oczywiste. Danusiu Ty nie marudź, że zdjęcia nie takie jak trzeba. Wystarczająco dobre żeby zauważyć że chyba "musisz" już wracać. Młodniejesz nam w tej Malezji. Wyglądasz kwitnąco. Pozdrawiam Was gorąco.
OdpowiedzUsuńWiesiu, jeszcze nie czas na powrót!!!! Tyle jeszcze do zobaczenia! Mogę przyjechać na krótkie przypomnienie, ale żeby zaraz na stałe???? Dobrze mi tu, daleko od tej naszej politycznej zawieruchy. Odpoczywam. Nawet jeśli fizycznie czasami dostaję w cztery litery, to głowa się napowietrza, pozbywa się złego. Ściskam cię mocno. Chciałam przylecieć we wrześniu, ale chyba nie dam rady. To do zobaczenia za rok:))))
UsuńZa rok to koniecznie.. We wrześniu
UsuńJa tu zawsze zaglądam z przyjemnością. A o Nowej Zelandii chętnie poczytam. A tak w ogóle to cudownie wyglądasz :)
OdpowiedzUsuńO nie! Czyli muszę wyciągnąć aparat z szafy i przeglądać zdjęcia. Hahaha, a może to jest ten bodziec do nie marudzenia i wzięcia się w blogowe karby. Dzięki:)))
UsuńTo byłaby ogromna szkoda, gdybyś przestała pisać. Zawsze chętnie wpadam do Ciebie. Bardzo tu inspirująco, nawet jeśli nieostro. :))
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że to chwilowe i spowodowane głównie przerwą (zawsze po przerwie ciężko wrócić).
No i nie rób tego Nowej Zelandii - zasługuje, żeby przejrzeć te tysiące zdjęć - Ty też przecież z tego skorzystasz. Ja w tamtym roku usiadłam i murem przez dwa tygodnie wybierałam zdjęcia z piętnastu lat aparatu cyfrowego - zrobiłam sobie kilka albumów. Warto było.
Pozdrawiam, pozdrawiam i czekam na reaktywację. Uściski!!
Masz rację, że po przerwie to ciężko wrócić. Niestety te przerwy są coraz częstsze. Walczę jednak i się nie poddaję.
UsuńKiedyś sobie obiecaliśmy, że z każdej podróży wybierzemy najlepsze zdjęcia i wydrukujemy je w papierowym albumie. Na obiecankach się skończyło:))))
Pozdrawiam i czekam na twoje wpisy:))) Lecę do pracy:)
Koniecznie tak zróbcie! My mamy już 3 fotoksiążki, właśnie szykujemy czwartą :) Sprawiło to, że jakoś rozsądniej "pstrykamy", mniej zostawiamy na dysku i odpowiednio przygotowujemy najlepsze zdjęcia na pamiątkę :) A jak się to potem przyjemnie ogląda!
UsuńA mnie bardzo smutno na myśl, że miałoby nie być tego bloga. Jest jednym z trzech moich ulubionych blogów o tematyce dziewiarskiej z dużą domieszką tematów, które również mnie interesują, w tym podróże i książki. Ma Pani bardzo dobre pióro, o czymkolwiek Pani pisze brzmi ciekawie, czytelniczki się nigdy nie obrażają, nie bulwersują, atmosfera jest fajna bez kontrowersji:) Teraz gdy Wasze życie nabrało rozmachu i gdy naprawdę jest o czym pisać, proszę nie zamykać bloga. Nawet dla Pani samej i dla Rodziny będzie to wspaniała pamiątka. Nie mówiąc o nas czytelniczkach, które czekają na kolejne relacje. Kto mi opowie o Nowej Zelandii jeśli Pani tego nie zrobi? Może jak wrócicie do Polski zacznie Pani wykorzystywać swój talent w mediach? Wiem, że można się czymś znudzić, zapragnąć czegoś innego. Ale proszę odkryć bloga na nowo, znaleźć w nim coś inspirującego co może przyda się do dalszej kariery. Nie wolno marnować talentu!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie, Maria
I co ja mogę napisać czytając tak miłe słowa? To miód na moje serce. Nie sądziłam, że moje słowa, które nie poruszają ważkich tematów, mogą być przydatne innym. Tym bardziej się cieszę.
UsuńA Nową Zelandię zaczęłam spisywać. Jednak trochę to zabierze czasu, więc proszę o cierpliwość.
I mam jeszcze jedną prośbę, proszę się do mnie zwracać po imieniu. Nie lubię czuć się tak poważnie, choć metrykalnie weszłam w późny wiek średni(Nie wiem kiedy?). Pozdrawiam, dzisiaj niestety ze smogiem:))
Chusta i szale przydadzą się na chłodne dni.
OdpowiedzUsuńProszę nie rzucać pisania. Żal byłoby. Życzę powodzenia i podjęcia dobrych decyzji.
Będę się starać ale....
UsuńChusta śliczna,szale też bardzo ładne nawet pomimo drutowo-rdzawej wpadki:)).Z blogowaniem mam ten sam problem ,i chciałabym ,i nie mogę się jakoś zmusić.Z drugiej strony też nie mogę podjąć decyzji o definitywnym zakończenie blogowej przygody.Twój blog lubię i odwiedzam choć,przyznaję,ostatnio rzadziej a jak już ,to czytam wszystko hurtem.Szkoda byłoby gdyby Cię nie było:))Pozdrawiam:))
OdpowiedzUsuńCzyli mamy takie same blogowe odczucia. Lubię buszować po ciekawych blogach, ale jakoś tak ostatnio znikają. Szkoda, dlatego ja też ciągle podejmuję próby.
UsuńPozdrawiam jak zwykle gorąco, ale dzisiaj bardzo smogowo:)))
Chusta i szale są cudne. Od razu widać tą miękkość i chęć otulenia się. Jestem też pod wrażeniem ich rozmiarów! Proste wzory dodały im prawdziwej elegancji i nie dziwię się, że mocno przypadły do gustu nowym właścicielkom:)
OdpowiedzUsuńPiękne rzeczy tworzysz i z przyjemnością będę zaglądać do Ciebie:)
Witam cię u mnie serdecznie. Jest mi bardzo miło.
UsuńNo tak, chusty i szal są słusznych rozmiarów. Takie lubię:)) Mam nadzieję, że nowym właścicielkom też przypadną do gustu.
Pozdrawiam gorąco:)))
Bardzo Cię proszę, nie przestawaj pisać. Zawsze chętnie czytam Twoje relacje z podróży i z działalności rękodzielniczej. I w ogóle wszystko, co piszesz. Czasami jestem w takim biegu, że nie mam chwili, żeby napisać komentarz, ale czytam bardzo chętnie.
OdpowiedzUsuńAle naprodukowałaś! I takie wielkie te Twoje dzieła. Tyle oczek. Piękne i godne podziwu. No ja w każdym razie podziwiam.
Tak, robienie prezentów z rękodzieła daje mnóstwo radości i tyle emocji przy tym jest! Sama ostatnio produkowałam kilka i to był wspaniale spędzony czas.
Pięknego dnia!
Będę się bardzo starać, żeby nie zaprzestać mojej pisanej działalności. Mam nadzieję, że mi się uda wytrwać.
UsuńJa bardzo lubię robić duże szale, duże chusty. Lubię otulać się kilkakrotnie, czuć ich zapach, miękkość. Mam nadzieję, że nowe właścicielki też lubią takie duże rozmiary:)))
Po pierwsze - jakie rzucanie bloga?! jak ja Cię odnalazłam po latach i zamierzam czytać i inspirować się! Zaglądałam do Ciebie dawno temu, nawet nie pamiętam pod jakim nickiem (bo też rzucałam swoje kolejne dwa blogi), w czasach mojej przygody z drutami. Dziergam zresztą od zawsze, ale dopiero odkrycie blogów dziewiarskich pomogło mi wspiąć się na wyższy szczebel tej sztuki, w czym była i Twoja spora zasługa :). A że po kolejnej przerwie zatęskniłam za drutami, to mam nadzieję, że nadal będziesz mnie inspirować :). No i te pasjonujące opowieści o książkach i podróżach! Tak więc bloguj dalej, bo na pewno takich jak ja jest dużo więcej!
OdpowiedzUsuńUdziergi przecudne, kapturek oszołamiający, dwa ostatnie szale mam w marzeniach i mglistych planach, cudne są!
...kapturek miałam na myśli z nowszego wpisu :))) - czytam "od końca" i komentuję hurtowo, sorry :)
UsuńHa, jak miło, że tak mnie ciśniecie. Od dziecka musiałam czuć nad sobą bat, albo zewnętrzna motywację, aby robić coś ponad konieczność. Wolałam się zatapiać w książkowym świecie, niż uczyć się.
UsuńJa już zajrzałam na twojego bloga i bardzo się ucieszyłam, że jest tam dużo do przeczytania.
Masz rację, że inne blogi, teraz również podcasty mobilizują do pracy.
To do zobaczenia w kolejnych wpisach, u mnie albo u ciebie:)))
Pisz, pisz, kiedy masz tylko ochotę.
OdpowiedzUsuńU mnie też deficyt czasu a i problemów moc. Mam ciągle zaległości w opisaniu podróży, w pisaniu komentarzy.
No ale wiadomo, nie blog jest naszym życiem. Są inne sprawy ważniejsze.
Robótki śliczne!
Pozdrowionka!
Masz rację, ciężko jest znaleźć czas na pisanie. Wolę spędzić czas na dzierganiu, szydełkowaniu czy szyciu, niż na pisaniu:)))
Usuń