Ledwie wczoraj napisałam kilka słów, a już znowu trzeba się wywnętrzać.
Robótkowo niekoniecznie daleko się posunęłam. Święta nie sprzyjały postępowi prac. Streeta dociągnęłam prawie do końca kieszeni. Zostanie ściągacz na dole i moje ulubione rękawy.
Już niedużo zostało. Mam nadzieję, że w przyszłym tygodniu pokażę wreszcie coś nowego. Jakoś tak nudą u mnie na blogu wieje. Ciągle to samo. Ale zmienię to. Mam nadzieję.
Francuska pisarka Delphine de Vigan opisuje życie swojej mamy Lucile. Lucile była jedną z dziewięciorga dzieci Georges'a i Liane. Była piękną dziewczynką, pozującą do magazynów mody dla dzieci. Życie jej i rodzeństwa nie było łatwe, tragiczna śmierć brata samobójstwo brata przyrodniego. Z drugiej strony dzieciństwo upłynęło na fantastycznych zabawach rodzeństwa, wśród kochającej rodziny. Bardzo dobra książka, nie jest przytłaczająca.
Po ostatnich przeżyciach podczas niełatwej lektury o rodzinie Beksińskich zapragnęłam przeczytać coś lekkiego. pognałam do biblioteki i wypożyczyłam dwie książki, które jak się później okazało już czytałam, no i książkę "Łatwopalni".
Ja już nie mogę czytać takich książek. O ile historia opisana w tej książce jest całkiem ciekawa, mówi o wpływie przeszłości na nasze życie,o uczuciach, to sposób jej napisania, język jest jak dla mnie "łopatologiczny", za prosty, pełen mocnych, wielkich słów. Monika jest nauczycielką w małej miejscowości, poranioną przez swojego pierwszego i jedynego mężczyznę. Spotyka na swojej drodze kolejnego mężczyznę ,marzenie każdej kobiety,twardego faceta na motocyklu, artystę, byłego lekarza. Jarek jest jednym wielkim smutkiem. W wypadku samochodowym, który spowodował ,ginie żona i syn. Dwoje poranionych spotyka się i wydaje się, że jest recepta na udane życie. Niestety nic nie jest takie proste. I całe szczęście(dla mnie oczywiście). Jest w tej książce duży potencjał. Ale ten język! Oczywiście nie musicie tak do końca sugerować się moją opinią. Wydaje mi się jednak, że jak nie musicie to nie czytajcie. Ale zrzęda ze mnie! Już kończę.
I znowu zimno u nas. 9 stopni. Ale słońce jest. Na razie.
Teraz już w ogóle widać, że ta szarość pasuje idealnie:).
OdpowiedzUsuńNo, właśnie.
UsuńSweterek prezentuje się ślicznie - te kolory! Ach! A u nas na południu ciepło - 24 stopnie było dziś w południe!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko,
Asia
U nas było ciepło, ale się skończyło. To normalne. Niestety.
UsuńPięknie to wszystko wygląda, i włóczka, i szara kieszonka:) mogłabyś pisać recenzje na tył okładek książki, niby Ci się nie podobała, ale po Twoim opisie człek ma chęć polecieć, wygrzebać spod ziemi i przeczytać;-) Czekamy z zapartym tchem na koniec streeta, pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńOj, bo ja tak nie umiem krytykować do bólu. Zawsze w każdej sytuacji, osobie a nawet książce szukam czegoś dobrego. Tak już mam.
UsuńFajny sweter, mało Ci zostało.
OdpowiedzUsuńNiby mało, a tak dużo.
UsuńPiękny ten Twój street, włóczka to był strzał w dziesiątkę ;)
OdpowiedzUsuńOpis książki genialny, dobrze, że zwróciłaś uwagę na język, bo często pomimo dobrego pomysłu na fabułę to właśnie on potrafi całą książkę pogrzebać.
Włóczka jest cudna! Dzięki. A co do książki, to masz rację. Można zepsuć nawet najfajniejszy pomysł na książkę, film.
UsuńKolory sweterka są boskie, czekam na sesje w pełnej krasie :)
OdpowiedzUsuńRękawy ULUBIONE? nie przesłyszałam się? czy tam się gdzieś ironia czai i ziora? ;)
OdpowiedzUsuńPięknie się ten Street zapowiada! szarość podkreśla tylko barwne Tysiowe farbowanie... kończ już, no kończ!:)
Oj wiem, wiem. Ale jakoś nie idzie. Tyle wokół się dzieje, ogród woła, pies woła. Dzisiaj pierwszy dzień była w pracy po świętach i chorobie i bardzo się zmęczyłam. Przerobiła dwa rządki. Ale się poprawię. Obiecuję!!!!!
UsuńPiękny kolor sweterka! Bardzo chciałabym go zobaczyć w całej okazałości :)
OdpowiedzUsuńOj, ja też. Czekam z utęsknieniem na koniec. Pozdrawiam.
UsuńAle mocne książki czytasz (dramatyczne). Sweterek jest ciekawy: tak się zastanawiam i nie potrafię rozszyfrowac czy to jedna wielokolorowa włoczka, czy też tak subtelnie połączyłas rożne kolorki. pozdrawiam Beata (hardaska z moda na bio)
OdpowiedzUsuńNie, nie aż taka zdolna to ja nie jestem. Mieszać tak nie potrafię. To znaczy wełny, bo w życiu to czasami tak mieszam, że nie wiem jak to później odkręcić. Włóczka jest wielokolorowa.
UsuńŚlicznie wymyśliłaś to połączenie kolorów:) Rób, rób bo zobacz jakie tłumy czekaja na efekt końcowy;) Delfine de Vigan czytałam i bardzo mi sie podobała chociaż to nie jest łatwa książka. Polecam Ci resztę książek z tej serii- nie dość, że są pieknie wydane to każda jest dobra. Ściskam serdecznie.
OdpowiedzUsuńDzięki za podpowiedź. Na pewno skorzystam. Książka rzeczywiście jest pięknie wydana. Bardzo lubię ją pooglądać, podotykać za każdym razem jak zabieram się za czytanie. A z dzierganiem to mam obecnie mało czasu. Wiosna, więc trzeba obrobić ogród. Ponadto jest to czas wzmożonej ilości zawodów sportowych i wracam do domu nocą. A wtedy dwa rządki, dwie strony książki i spanko. Pozdrawiam.
UsuńPiekna ta nitka z lurexem...
OdpowiedzUsuńBardzo piękna!!!
UsuńZgadzam się z Marzeną, szarość pasuje idealnie :) Podoba mi się ten street, no... Chyba kiedyś się na niego skuszę :)
OdpowiedzUsuńA co do książek, to również nie lubię tych pisanych zbyt prostym językiem. Mam wrażenie czytając takie, że marnuję czas...
Pozdrawiam serdecznie!
Zgadzam się z tobą jeśli chodzi o marnowanie czasu podczas czytania marnych książek. To uczucie nie opuszczało mnie przez trzy dni. Czytałam dalej, bo gdzieś na blogach czytelniczych przeczytałam, że książka się rozwija. Owszem akcja się rozwinęła, ale język nie. Pozostał bez zmian. No cóż, bywa.
UsuńStreet to bardzo fajny wzór - nie mogę się doczekać go w pełnej krasie w Twojej wersji :)
OdpowiedzUsuńA co do książek łopatologicznych to też często mnie to ostatnio spotyka - zrobiłam się strasznie grymaśna i bez powodu potrafię porzucić książkę dlatego, że mnie nie wciągnęła, nie podoba mi się narracja czy akcja jest niespójna i nieprzekonująca i ma luki. Może to dlatego, że mam tak mało czasu na czytanie i po prostu żal mi go na książki, które nie dają mi radości? Pewnie tak... Więcej natomiast wybaczam audiobookom, bo nawet jak jakiś fragment lektury jest słabszy, to i tak szybko mija :)
Bardzo się cieszę z tego co napisałaś o książkach. Już myślałam, że to ja jestem maruda. Wszędzie na blogach książkowych same ochy i achy, wszystkie książki są super. A przecież jest takie mnóstwo byle jakich książek. A jeszcze więcej jest dobrych książek, które trzeba odnaleźć. Dziękuję Ci. Od razu lepiej się czuję.
OdpowiedzUsuńStreet zapowiada się przepięknie!
OdpowiedzUsuńOstatnio też nie czytam byle jakich książek. Jak coś mi się nie podoba, to książkę odkładam. Też mi szkoda czasu, tym bardziej, że jest tyle świetnych książek.
Tyle jest fajnych książek, a życie takie krótkie, że szkoda je marnować na byle jakość.
Usuń"Beksińscy" w planach. W weekend do kupienia za niewielkie pieniądze. Jeśli idzie o łatwopalnych, to nie jesteś odosobniona w swoich odczuciach, więc ja na tę panią się nie piszę. Robótka świetna, ja się nie nudzę, więc pokazuj jak najczęściej. Miłego dnia ;)
OdpowiedzUsuń