piątek, 12 sierpnia 2016

Piórkowy

          Piórkowe szaleństwo ogarnęło polską blogosferę. A ponieważ jestem bardzo podatna na wszelkie sugestie, uległam ich wpływowi. Knitolog i Bradheld bardzo skutecznie  rozpowszechniły kolorową lekkość. Na fali dropsowej promocji zakupiłam alpacę silk w kolorze koralowm. Skorzystałam ze wskazówek Knitolog i zaczęłam dziergać. Założeniem moim był oversize, bo ubrania blisko ciała, to nie moja bajka. Bardzo szybko i przyjemnie się dziergało, bo druty były chyba rozmiaru 4,5. Dziergając, cały czas główkowałam co zrobić z dekoltem. I wymyśliłam, że będzie on dość szeroki i luźny. Kiedy doszłam do ostatnich rzędów, pojawiła się Marzena ze swetrami do testowania i odłożyłam piórkowy na później. nie mogłam skończyć, bo po przymiarce okazało się, że sam dół(pierwsze rzędy) jest za ciasny. włóczka jest mało elastyczna i ściąga robótkę. A miało być luźno i fruwająco. Więc odłożyłam.
          Dziergałam, dziergałam i dziergałam Cosy Huby dla męża. Była to niekończąca się opowieść. Zwłaszcza, że jak pisałam po drodze był ślub moich maleństw i musiałam wydziergać sobie szal. Mężowy sweter skończyłam na wyjeździe wakacyjnym. Piórkowy również pojechał na wakacje. Wymyśliłam, że muszę wyciągnąć 2cm od dołu nitkę i poprawię dół. Powiedzieć łatwo, ale wyciągnąć moher było nie lada sztuką. Ale ja nie dam rady? Dałam. Jak wyciągnęłam nitkę ściągającą dół, okazało się, że sweter ma idealną szerokość. Postanowiłam podkręcić trochę mój dół swetra i zrobiłam małą falbankę. Co trzecie oczko dodałam 1 oczko i zrobiłam sześć rzędów ryżem. Ryżem wykończyłam również długie rękawy.
           
           Zdjęcia robione w kopalni złota w Złotym Stoku.







Po powrocie zważyłam moje dzieło i waży 102 gramy. Mam nadzieję, że te dwa gramy mi wybaczycie.



     No i na koniec, który taki szybki nie będzie, ale króciutko zrelacjonuję moje dalsze wakacje.

Otmuchów.







Paczków.
Śliczne miasteczko, którego starówka pełna kamienic w stylu renesansowym i klasycystycznym , jest otoczona średniowiecznym murem. Wszystko by było pięknie, gdyby to miasteczko było zadbane. byłaby to perełka Dolnego Śląska. Ale i tak bardzo mi się podobał. Zwłaszcza, że jedliśmy przepyszne pierogi "U Niemca" i tanie - 10 zł za 12 pierogów.









I żeby nie było, że my tylko chodzimy po miastach. Czasami wypuszczamy się w plenery:
Szczeliniec







Błędne Skały



Bardzo często musieliśmy sprawdzać ile możemy sobie pozwolić nw hotelowej restauracji.





No i na koniec wisienka na torcie, Praga. Jest cudowna, piękna, zachwycająca. Poraziła mnie tylko temperatura, 37 stopni. Dla mnie to tragedia. Dałam radę zachwycać się przez trzy godziny, potem się snułam, nie bardzo wiedząc gdzie jestem. No i tłumy turystów!!!!














i to by było na tyle. Wróciliśmy do domu i zastaliśmy jesień.

środa, 10 sierpnia 2016

Polska piękna jest - część 2

              Kolejny dzień to ciąg dalszy odkrywania piękna naszego kraju. Zabrzmiało to trochę pompatycznie, ale odwiedzając kolejne miejsca jestem zachwycona i dumna. Jest jeszcze wiele do zrobienia, bo nie da się nadrobić wielu lat zaległości. Jednak i tak mamy co podziwiać i czym się chwalić.

              Ząbkowice Śląskie. Zainteresowało nas to, że niemiecka nazwa miasta brzmiała Frankenstein. dzięki temu co roku w mieście odbywają się dni horroru. Szkoda, że nie trafiliśmy na nie, bo uwielbiam horrory, ale nie głupie, przewidywalne.

            Ładny rynek, którego perełką jest ratusz. Minusem jest to, że cały ruch samochodowy przechodzi prze to miejsce. nie ma możliwości podelektowania się chwilą.


Za to ruiny zamku są w zupełnie innym miejscu. Świetna Pani Przewodnik opowiadała bez zbyt wielu dat i podawania kolejnych nazwisk, historię dawną i obecną zamku.









No i nasza polska krzywa wieża.


Bardzo dużym minusem Ząbkowic jest brak restauracji, kawiarni w centrum miasta. Chcieliśmy coś przekąsić i byliśmy zdani na pizzę, bo tylko ona była dostępna.

sobota, 6 sierpnia 2016

Polska piękna jest -część 1

            Sierpień to czas kiedy jak co roku, nie wiem dlaczego akurat w sierpniu, wybieramy się na wakacje. Kolejny raz powtarzamy sobie, że nie po to założyliśmy mini ogródek ze szklarnią, aby pozostawiać go na pastwę młodszego syna i jego warszawskiej bandy. No, ale cóż, aby tradycji stało się zadość, ruszyliśmy w Polskę.

            Wybór padł na Kotlinę Kłodzką. Punktem wypadowym została Polanica. Przepiękna miejscowość!!!! Zakochałam się od pierwszego kroku! Niesamowite jest to, że nie zrobiliśmy w niej jeszcze żadnego zdjęcia. Jak to się stało? Nie mam pojęcia. Delektujemy się.

            Ponieważ Polanica jest malutka, co nam baaardzo pasuje( bo mieszkamy w "wielkiej" nadmorskiej metropolii i potrzebujemy odpoczynku), każdy dzień poświęcamy na zwiedzanie okolic.
Pierwszy dzień to uzdrowiska Duszniki i Kudowa.
Duszniki, kolejne małe zauroczenie.










Bardzo zadbana miejscowość, cisza, spokój, dużo koloru i zieleni. Rynek położony jest na wzgórzu, więc tylko podkreśla malowniczość renesansowych i barokowych kamieniczek. Przepiękny Park Zdrojowy, no i oczywiście Festiwal Chopinowski, który akurat trwa. Postaramy się choć na chwilę powrócić tam i w pięęęknych okolicznościach przyrody posłuchać muzyki fortepianowej. A jeśli festiwal, to nawet stojaki na rowery mają kształt kluczy wiolinowych.




Zwiedziliśmy również Muzeum Papiernictwa.


           Z Dusznik pojechaliśmy do Kudowy. Kudowa jest dożo większa  Duszniki i to początkowo nam przeszkadzało, duży ruch samochodowy, mnóstwo ludzi. Z czasem Kudowa odkrywała przed nami swój urok.




Kaplica Czaszek w Czermnej. Wewnątrz ściany wyłożone są 3 tysiącami ludzkich czaszek. Robi to duże wrażenie. Nie zrobiłam wewnątrz żadnych zdjęć, bo tabun ludzi nie pozwalał na to.


Muzeum Szlak ginących Zawodów to prywatne muzeum, w którym można obejrzeć dawne życie.






Cdn....