Dobra, wracam do środy.
Kolor czerwony opisany i pokazywany już przez ostatnie parę miesięcy. Status Stilla uległ lekkiej zmianie, bo doszłam już do kończącego korpus ściągacza. Więc może już za kolejne parę miesięcy, a może na następną zimę będę dumnie prezentować na zdjęciach. chociaż z tą dumą to może nie być najlepiej. Ostatnia przymiarka przyprawiła mnie o lekkie palpitacje serca. Coś jakieś takie wąskawe wyszło. Robiłam rozmiar s, bo ja luźno robię, na drutach 2,75. Pytałam Marzeny czy Jilly się rozciąga. uzyskałam odpowiedź, że niekoniecznie. No cóż. Będę się martwić później.
To zielone to początek swetra. Marzena pisała, że mamy się chwalić. Na razie nie ma czym, więc takie zamglone pokazuję.
O książce nic nie napiszę, bo dopiero zaczęłam.
Za to kilka słów o Cabre "Głosy Pamano". Skończyłam wczoraj. Zarwałam pół nocy, bo nie chciałam końcówki zostawiać na rano. I coś mam dzisiaj takie malutkie oczęta.
Książka jest bardzo dobra. Cabre nie pisze o pierdołach, jego książki są o czymś. Tym razem jest o miłości, zdradzie, zawiści, bohaterstwie, honorze. Fabuła książki nie jest jak zwykle prosta. W jednym zdaniu przenikają się historie z czasów Franco z bieżąco opowiadaną treścią. Początkowo szło mi ciężko, bo czytałam na lotnisku w oczekiwaniu na lot, który ze względu na mgłę, niestety przesunął się o dobę. Nie za bardzo mogłam się skupić na skomplikowanej fabule, kiedy ciągle nasłuchiwałam, co z nami, kiedy będzie kolejna informacja o wylocie. Jak na razie, po przeczytaniu dwóch książek Cabre, mogę powiedzieć, że jest on moim wielkim odkryciem i moją wielką miłością. "Wyznaję" zrobiło na mnie większe wrażenie, ale "Głosy Pamano", też nie pozostawiają czytelnika obojętnym.
Jak już jestem przy głosie, to pokażę komplecik, który zrobiłam dla Moniki z Warszawy . Robiłam jej sweter, który pokazywałam przed rękawiczkami. Zamówiłam, jak się okazało, za dużo włóczki. Ponieważ nie była tania, to postanowiłam wykorzystać resztę na komin i czapkę. Justyna Lorkowska organizuje zimowy KAL, więc wykorzystałam jej wzór Fuego i zrobiła na jego wzór również czapkę i wyszło tak:
Mój subtelny, malutki nosek przekazałam w darze synusiowi Mateuszowi.
Z czapką improwizowałam. Wzór kupiłam tylko na komin. Ale chyba nieźle wyszła.
Z komina Monika jest bardzo zadowolona, bo jest ciepły i mocno otulający szyję. Dla niej ma to znaczenie, bo jest okrutnym zmarzluchem. No to się cieszę. Z tego, że komin jej się podoba, a nie z tego, że w Polsce marznie.
Nie skończę dzisiaj tak szybko. ponudzę jeszcze trochę. Wypracowałam parę dni wolnego, toteż skorzystaliśmy z okazji i polecieliśmy z mężem osobistym do znajomych, do Sztokholmu. Wredna mgła zabrała nam jeden dzień, ale i tak miasto położone na wyspach urzekło mnie. Jest piękne! Wrócimy tam jeszcze raz, kiedy będzie zielono i dłużej jasno. A oto mała sztokholmska zajawka.
I to już jest koniec.