Pokazywanie postów oznaczonych etykietą książka. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą książka. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 10 listopada 2013

Mikołajowy golf, książka "Wyznaję" , film "Kapitan Philips"

Tydzień temu skończyłam golf zrobiony dla młodszego syna. Wełnę Lanagold kupiłam dla koleżanki na sweter. Okazało się, że jest za gruba. Aby nie zmarnować włóczki, postanowiłam wydziergać coś dla Małego. Przyda mu się, bo całą zimę chodzi w płaszczyku wiatrem podszytym i w Wansach robiących za buty letnie, wiosenno-jesienne i przede wszystkim zimowe. Ponieważ nie mam już wpływu na to co sobie kupuje i nosi, to staram się go doubierać, dziergając niektóre części garderoby. Poprzedni golf był zrobiony z czarnego Nepala Dropsa, ciepły, warkoczowy. Był fajny do czasu, aż synuś wyprał go w pralce i zrobił się lekko blachowaty. Nic nie dały próby reanimacji. Na szczęście był duży, bo takie rozmiary Miki lubi, więc zmiana rozmiaru nie była mocno radykalna. Ponieważ Lanagold zawiera 50% akrylu, to może to uchroni przed kolejnym filcowaniem. pranie ręczne oczywiście nie wchodzi w rachubę. Bez przesady.




Na zdjęciu to nie Mikołaj, a Mój Ci On, czyli Mąż. Jesteśmy parą o imionach bohater.
ów z Krzyżaków, więc ja Danusia, czyli Boję Się, a Zbyszek -Mój Ci  On.
Mikołaj uczy się w Warszawie, więc nie mógł modelować, zresztą nie byłoby na to szans. Unika aparatu jak ognia. Synuś jest z tych wychudzonych, Mąż z akuratnych, więc rozmiar dobry. Im większy wór tym lepszy.
podsumowanie:
wzór: własny
włoczka: Lanagold Classic Solids, 5,5 motka
druty: 4,5 knit pro

Dzisiaj rano skończyłam czytać baaaardzo dobrą książkę "Wyznaję", napisaną przez Jaume Cabre.


Bardzo chciałam dostać tę książkę jako prezent urodzinowy. I moje marzenie się spełniło. Jednak czekała na półce ponad pół roku zanim nadszedł jej czas. I całe szczęście, że nie przestałam czytać. Czytałam ją dość długo, koło 10 dni. Książka, zwłaszcza przez pierwsze kilkadziesiąt stron, jest trudna ze względu na sposób narracji. Dużą trudność sprawiało mi orientowanie się w jakich czasach jestem w danym momencie, kto jest kim. Chciałam ją rzucić. Jednak zawzięłam się. I całe szczęście, że nie przestałam czytać. Książka jest fantastyczna, to uczta dla ducha! Adrian Ardevol jest genialnym dzieckiem chłonącym wiedzę, uwielbiającym książki, uczącym się wielu, różnych języków łatwo i przyjemnie. Życie wśród książek to jego świat. Jednak wokół niego toczy się życie pełne zła, historii, postaci. Wielowątkowość opowieści zmusza do skupienia i pochylenia się nad każdym słowem. Nie potrafię paroma słowami powiedzieć o czym jest ta książka- o miłości, przyjaźni. myślę, że tak łatwo od niej się nie uwolnię. Gorąco polecam.

Dzisiaj również wybraliśmy się do kina.


Kapitan Phillips, to bardzo dobrze spędzone ponad dwie godziny w kinie. Sprawnie opowiedziana historia porwania amerykańskiego statku przez somalijskich piratów. Pełna napięcia historia, nie przeszkadzająca muzyka , fantastyczny Tom Hanks. Wszystko byłoby rewelacyjnie, gdybym  nie kupiła na salę kinową coli. No i co? Po godzinie zaczęła mi się skraplać i myślałam tylko o tym, że nie wytrzymam. A nie mogłam wyjść, bo akcja nie pozwalała. bardzo dobry!!!!

wtorek, 29 października 2013

Czytam i biegam

W środku nocy skończyłam czytać książkę Daniela Odiji "Niech to nie będzie sen".


Daniel Odija to słupski pisarz, więc prawie znajomy. Jego poprzednia książka "Tartak", była w finale nagrody Nike . Tamtej nie czytałam, za to ta wciągnęła mnie od pierwszej linijki. Opowiada o pisarzu Adamie, który po rozstaniu z żoną wraca do rodzinnej wioski. Powrót przywołuje wspomnienia o ludziach  których już nie ma wśród żywych, rodzicach i bracie, o sąsiadach i ich poplątanych losach. Bardzo, bardzo spodobała mi się narracja, spokojna, oddająca nastrój prowincji. momentami bardzo przypominała mi "Traktat o łuskaniu fasoli". Uwielbiam książki bez szybkiej akcji, z wieloma przemyśleniami. Chociaż, nie powiem, że nie przepadam za kryminałami, thrillerami. 

Po pracy pognałam do lasu, na moją 10-cio kilometrową rundkę. Ponieważ nie biegałam przez tydzień (zawsze były ważne wytłumaczenia- czterdziestka przyjaciółki,  zawroty głowy, dziwna słabość), to dzisiaj momentami biegłam godnością osobistą. Ale dałam radę. Mam nadzieję, że dzięki blogowi bardziej się zmobilizuję. Staram się, powtarzam  staram się biegać pięć razy w tygodniu po 10 km. Najlepiej wychodzi mi to latem, bo biegam wtedy systematycznie. W roku szkolnym nie daję rady- czasami długa praca eliminuje możliwość wyruszenia do lasu. Ciemność nie sprzyja wyluzowaniu i chęci pobycia sam na sam z naturą. Co nie zmienia faktu, że jestem mistrzynią wymówek. Siąpiący deszcz, padający  śnieżek, niewielki wiatr, głowa, noga, brzuch i co tam tylko jest na tapecie. Jak mi się nie chce, to wołami mnie nie wyciągną. Dzisiaj byłam dzielna. I nawet solidny wiatr mi nie przeszkadzał.