No i co mogę napisać podsumowując nasz wyjazd. Pełen zachwyt! Zdaję sobie sprawę, że nie każdy będzie miał takie zdanie. Ale dla mnie Rumunia jest krajem, do którego na pewno wrócę. Może nie w przyszłym roku, bo mamy już plany, ale wrócimy.
Ostatnie obrazy z Rumunii.
Delta Dunaju.
To miejsce, o którym pisałam w ostatnim poście. Gorąco powalające wilgocią, uniemożliwiające głębokie oddychanie, a tym bardziej aktywne, sportowe życie. Nasz hotel położony nad samą wodą, miał wokół siebie ponad dwukilometrową spacerową, rowerową trasę. Kiedy siedzieliśmy w restauracji, delektując się rybami, obserwowaliśmy biegających i jeżdżących na rowerze ludzi. Nasz podziw dla nich urósł następnego dnia, kiedy sami ruszyliśmy w trasę. Jak pisałam, było to koszmarne przeżycie. Nie podjęliśmy więcej prób walki z temperaturą. Powodem tego byli Polacy, których spotkaliśmy w hotelu. To niesamowite, że od pierwszego słowa można zapałać do siebie sympatią i mieć wrażenie, jakby się znało całe życie. Spędziliśmy w Tulczy razem z nimi dwa dni i dwa długie, pełne rozmów i napojów, wieczory. Między innymi popłynęliśmy na siedmiogodzinny rejs po Delcie Dunaju. Delta jest piękna, zielona, z mnóstwem ptactwa.
Mniej więcej w połowie trasy mieliśmy przerwę na lunch. Jedliśmy przepyszną zupę rybną, z wielkimi kawałami ryby i rybę z grilla. Na dolnym zdjęciu, pan przygotowuje przepyszny sos czosnkowy.
Tulcza nie jest piękną miejscowością. Gdyby nie Delta Dunaju, to raczej należałoby jej unikać.
Później ruszyliśmy już w drogę powrotną, oczywiście nie zapominając o poznawaniu kolejnych uroków tego pięknego kraju.
Pokażę tylko miejsca, które nas zauroczyły.
Monastyr Mołdawica, to jeden z wielu przepięknie malowanych monastyrów na Bukowinie.
Przejazd przez Bukowinę to uczta dla oka i duszy. Przepiękne krajobrazy, sielankowe pola ogrodzone płotami, drewniane cerkwie, ludzie koszący trawę kosami.
Zdjęcie zupełnie nie oddaje 50 km slalomów, zwalniania do zera. Ale co tam.
Maramuresz to kraina ludzi żyjących w dawnej tradycji, mieszkających w domach drewnianych, pochylonych, o konstrukcji widocznej tylko w tym rejonie. Ilość wozów konnych tutaj jest największa. Kobiety, niezależnie od tego czy idą w pole czy w miasto, ubrane są w spódnice mocno marszczone w pasie, za kolana, w chustkach na głowach. Cudo!
Zboczyliśmy z trasy do wioski Bogdan Voda, aby odetchnąć dawnym życiem.
Przed ogrodzeniem każdego domu są ławeczki, na których siedzą właściciele i obserwują życie.
A tu jeszcze fajny klimat i nasza dziergająca koleżanka.
Barsana i fantastyczna cerkiew św. Mikołaja.
Sama cerkiew jest piękna a jej otoczenie, z wieloma ukwieconymi budynkami, robi wrażenie.
I na koniec, naprawdę na koniec Sapanta i wesoły cmentarz. jedyny na świecie taki cmentarz, gdzie większość nagrobków jest wyrzeźbiona w drewnie, pomalowana na niebiesko. Na tablicach namalowany jest zawód jaki ludzie tam leżący wykonywali, albo jak zginęli. Są oczywiście tradycyjne nagrobki, ale jakoś tam nie pasują i są nieliczne.
I to już jest koniec. Od poniedziałku wracam do rzeczywistości, do drutów i książek i do biegania. Do poczytania.