środa, 20 maja 2020

Pod wpływem nacisku

            Po raz kolejny moje doskonałe lenistwo dało o sobie znać. Na początku pandemii. byłam święcie przekonana, że będę pisać każdego tygodnia. Materiału robótkowego, książkowego, podróżniczego mam na wiele wpisów. I co? I po dwóch , całkiem obszernych jak na mnie postach, moja pisarska energia uleciała. Bardzo lubię buszować po blogach, czytać, pisać komentarze. Sama jednak nie jestem systematyczna. Potrzebuję bodźców. We wszystkim, w bieganiu, w nauce języka. No nie we wszystkim, przepraszam Czytanie, ręczne robótki idą mi niezauważalnie, wręcz płyną.
          Babcia bez mohera subtelnie dała mi znać, że mam ruszyć swoje szanowne cztery litery i zabrać się za napisanie czegoś rozsądnego. Bardzo lubię jej bloga, bo mamy podobne podejście do tego co się w kraju aktualnie dzieje. Ja jestem dość nerwowy rocznik, bardzo mocno przejmuję się tym co się u nas dzieje. Z tego też powodu bardzo mocno ograniczyłam dopływ do siebie informacji z kraju. dla własnego zdrowia psychicznego. Oczywiście nie da się odciąć całkowicie. mój szanowny małżonek codziennie rano przedstawia mi skrót informacji, okraszonych  bardziej lub mniej wyważonymi epitetami.
          Myślę, że każdy kraj ma swoje problemy. Malezja jest krajem, w którym większość stanowią Malajowie, ponad 60 %, Następnie są Chińczycy, Hindusi, Arabowie i plemiona żyjące na Borneo. Politycy mówią o tym kraju "Jedna Malezja". Pięknie to brzmi w radiu, telewizji. Jednak w życiu codziennym wygląda to zupełnie inaczej. Najwięcej pieniędzy posiadają Chińczycy, zresztą bardzo ciężko pracują, Hindusi opanowali sektor medyczny. Malajów jest najwięcej, mają więc największe przebicie polityczne, a co za tym idzie najwięcej przywilejów. Mają olbrzymie wsparcie socjalne, w wojsku, policji zajmują najwyższe stanowiska, które są niedostępne dla reszty. Do państwowego szkolnictwa wyższego ma dostęp tylko 2 % Chińczyków i Hindusów, reszta należy do Malajów. Jest to ważne, bo stypendia socjalne i naukowe sięgają tutaj nawet do 3 tysięcy ringgitów (mniej więcej taka sama wartość, jak złotówka). Malajowie uważają, że jest Jedna Malezja, pozostałe nacje mają zdanie odmienne. Premier, który rządził krajem, kiedy przyjechaliśmy, siedzi z żoną w więzieniu za malwersacje finansowe, za przywłaszczenie miliardów ringgitów.
           Ja bardzo lubię tę różnorodność. Dzięki niej ulica jest kolorowa, ludzie są przemili, otwarci. Kraj jest fantastycznie rozwinięty pod względem technologicznym. Medycynę mają na bardzo wysokim poziomie. Przyroda jest niewiarygodna. Ja, patrzę na kraj z innej perspektywy. Przyjechałam tutaj na 4 lata i wyjadę. Malezyjczycy tu pozostaną, ze swoimi problemami.


           Wiele lat temu moim turystycznym marzeniem była Ameryka Południowa, nigdy Azja południowo  - wschodnia. Teraz po prawie trzech latach, uważam, że pobyt tutaj jest czymś fantastycznym dla nas, niezwykle fascynującym. Są momenty jak te:


kiedy wieczorem wracamy do domu i Malezyjczycy doprowadzają mojego męża do białej gorączki. 

Są jedna miejsca, które kochamy i mamy nadzieję, że je jeszcze zobaczymy. 




Najbardziej jestem zdziwiona, że bardzo, bardzo lubię być w dżungli. Ja się panicznie boję węży!!! Pająki i inne dżunglowe żyjątka, też nie są przeze mnie najbardziej oczekiwane na trekingowej ścieżce. Pierwsze wejścia do dżungli były pełne strachu, nie miałam w nich żadnej przyjemności. Teraz, oczywiście nadal jestem bardzo czujna. Ubieram się stosownie:


długie rękawy, nogawki, długie skarpety (muszę kupić antypijawkowe, bo podobno są), no i oczywiście kapelusz z duuużym rondem i i z ochraniaczem opadającym na plecy, jakby jakiś stwór na mnie spadł, to ma się zsunąć. Na razie nic nas nie dopadło, oprócz pijawek. Ja się zresztą nie rozglądam za bardzo, bo wzrok nie tak dobry, a i po co się stresować. 
W dżungli lubię jej intensywność, ciężki zapach, potworną wilgoć (po kilkuset metrach jest się kompletnie mokrym), niesamowicie bujną roślinność, a do tego jeszcze  zadziwiająco wysoki dźwięk cykad. Mąż namawia mnie na nocny wypad do dżungli, albo tamże nocleg , ale nie, aż tak jej nie ufam. A może bardziej sobie? Umarłabym ze strachu!!!!






Tak wyglądam podczas wizyty w meczecie. Na szczęście nie za często, bo mi gorąco w tych ciuchach.

i jeszcze pokażę wam moje ulubione zwierzę Malezji, a konkretnie Borneo. Czyż nie jest słodki?


         


              Przestanę was męczyć moim malezyjskim zachwytem i przejdę płynnie do prac ręcznych.
Tym razem będzie o szyciu. Nie jest to moje ulubione zajęcie w Malezji. Nie wiem dlaczego. Może dlatego, że jestem samoukiem i nigdy nie zgłębiłam tej umiejętności. Potrafię uszyć proste rzeczy. Nic skomplikowanego.
 Moje dzieci z Wrocławia, nie patrząc na to, że mieszkamy trochę daleko od siebie i tak pamiętają o naszych urodzinach i świętach i robią nam niespodziankowe prezenty. Jak miło! Jednym z prezentów był kupon upominkowy do sklepu z materiałami w Nowej Zelandii. Oczywiście zapomniałam jego nazwy. Wybrałam przepiękny len, który przemieniłam w sukienkę Kielo Wrap. Nie jest to na szczęście zbyt skomplikowany projekt, więc w sam raz dla mnie.
Inspiracją była dla mnie Marzena ze swoją cudną sukienką.









       
   Książki to mój ulubiony segment. Zostawiam je zawsze na koniec, kiedy już mam dosyć pisania i nie chce mi się nic mądrego stworzyć.
Ostatnio wręcz maniakalnie pochłaniam kryminały. Uwielbiam je. Teraz , w czasie pandemii tym bardziej mi się podobały. Edyta Bekier, podsunęła mi świetną serię o duńskim komisarzu Carlu Morck. Jak ja tego komisarza polubiłam! Nikt  na komendzie za nim nie przepada  i dlatego postawiono go na czele oddziału zajmującego się starymi sprawami. Pomaga mu pewien Syryjczyk Assad i Rose, która ma problemy osobowościowe. Ten trójkąt jest na tyle skuteczny, że rozwiązuje szereg ciekawych spraw. Przeczytałam już "Kobietę w klatce", "Zabójców bażantów", "Wybawienie' a teraz czytam "Karotekę 64". Super seria. 
          Pomiędzy kolejnymi kryminalnym tomami czytam literaturę innego kalibru.
Najbardziej poruszyła mnie książka Elleny Ferrante "Czas porzucenia". Jest to studium kobiety porzuconej przez męża. Dramatyczna, pełna emocji opowieść o  zranieniu, krzywdzie, miłości, małżeństwie, destrukcji. Krok po kroku pokazane jest staczanie się kobiety w niebyt, depresję. Gdyby była sama, nie byłoby to tak dramatyczne. Ma dwójkę dzieci, które znalazły się w centrum wydarzeń i o mało co nie doszło do tragedii. Świetna jest to opowieść, która jak jeszcze żadna książka tak mnie nie przemieliła, nie wyżęła mnie, nie wykręciła na drugą stronę. Najgorsze, że nie mogłam się od niej oderwać.
          Chwilę później przeczytałam "Przez" Zośki Papużanki. Nie jest łatwa w czytaniu, bo jest to jakby wewnętrzny monolog bohatera. Porzuca on z dnia na dzień żonę, nie informując jej o tym. Żona rozpoczyna poszukiwania, myśląc, że stało się z nim coś złego. Długo trwa zanim spróbuje wrócić do życia.mąż  Kilka lat później wprowadza się na to samo osiedle, do budynku, z którego może żonę obserwować. Nie da się polubić bohatera, bo ich związek nie jest oparty na równości, to ona musi się dostosować  do niego, do jego wyobrażeń. Bardzo intrygująca książka.
          Miałam lekko dosyć problemów damsko-męskich, więc sięgnęłam po książkę Piotra Milewskiego "Planeta K. Pięć lat w japońskiej korporacji". Piotr ma żonę Japonkę, dziecko, dobrze posługuje się językiem japońskim. Zatrudnia się w firmie, która kształtuje go sobie powoli, tworząc idealnego pracownika, pasującego do stanowiska i stanowiącego trybik w maszynie przedsiębiorstwa. Początkowo jest zachwycony skrupulatnością, organizacją, podejściem do pracy. Z czasem jednak europejskie podejście do życia bierze górę i zaczyna uwierać.  To taka książka ciekawostka. Dobrze się czyta. Pokazuje, że Japonia to jest odrębny byt i niewielu jest w stanie ją zrozumieć i się do niej dostosować
          Jeszcze o jednej książce chciałam wspomnieć, a mianowicie o "Wierzyliśmy jak nikt" Rebbecca Makkai. Książka opowiada o środowisku gejowskim w Chicago w erze AIDS. To książka o miłości, przyjaźni, strachu, umieraniu. Nie epatuje jednak małostkowymi scenami, nie wywołuje wodospadu łez. Zabierając się za czytanie miałam bardzo wysokie oczekiwania. Trochę się zawiodłam, ale wiem, że wielu, wielu ludziom bardzo się podobała. Mnie się podobała i tyle, bez wielkich zachwytów. 

         Ostatnie dni w Malezji są bardzo gorące, 38, 39 stopni. Co za ty idzie deszcze i burze tropikalne są niesamowicie intensywne. Właśnie teraz, wróciłam z pracy, zasiadłam na kanapie i kończę co zaczęłam dwa dni temu z potężnymi błyskawicami i głośnymi grzmotami w tle. Teraz już się przyzwyczaiłam. Pierwszą burzę spędziłam skulona na fotelu w biurze, próbując nie patrzeć co się dzieje za oknem. Nasze biurojest w starym budynku, okna nie należą do super dźwiękoszczelnych, więc możecie sobie wyobrazić mój lęk, gdy pioruny strzelają jeden za drugim przez 20-30 minut bardzo blisko, między wieżowcami dźwięk jest bardzo głośny i głuchy. 
Teraz się przyzwyczaiłam i lubię te naprawdę imponujące burze.

21 komentarzy:

  1. Po pierwsze, bo zapomnę - co to jest za zwierzę?... Widuję je czasami w zajawkach programów przyrodniczych i jakoś nigdy nie trafiłam na program o nim, i nie wiem nawet jak się nazywa.... >0<
    Po drugie, sukienka wyszła Ci śliczna! Idealnie dopasowana i ten przecudny kolor!!! Szyj koniecznie, bo dobrze Ci to wychodzi i szast prast będziesz miała szafę pełną cudnych sukienek!...
    Wiesz, że ja też uwielbiam tę azjatycką wysoką wilgotność? Nie wiem, jak by to było w dżungli, ale kiedy pojechaliśmy do Japonii w czasie lata czyli na początku sierpnia (w 2014 roku), pierwsze kilka minut po wyjściu z klimatyzowanego lotniska było ogromnym zaskoczeniem - upał 35 stopni i wilgoć w powietrzu taka, jakby iść przez mokre pranie na sznurkach!... Ale błyskawicznie się do tego przyzwyczailiśmy bo okazało się, że dużo lepiej oddycha nam się w mokrym upale niż w suchym upale, tak jak jest w Polsce (przez chwilę doświadczyłam też ultrasuchego upału w Dubaju i nie, dziękuję!!!...) Kocham japońskie lato nie tylko za to, że jest w Japonii, *^v^*, ale też za tę wilgoć w powietrzu, która ułatwia mi oddychanie!
    Zapisuję serię kryminalną do sprawdzenia, bo jestem wielką miłośniczką kryminałów! *^o^*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To Nosacz Sundajski :)
      I również zgłaszam się jako ta uwielbiająca wilgotne upały! Polskich mam dosyć po tygodniu. W Azji jest zupełnie inaczej :)

      Usuń
    2. Marzena już odpowiedziała na pytanie o małpę, która na żywo jest tak słodkim brzydalem, że wszyscy, jak ją widzą to wzdychają z zachwytu. myślę, że ja nawet piałam.
      Jeśli chodzi o wilgoć, to mi ewidentnie służy. Pozbyłam się alergii, nie musze nosić w każdej torebce chusteczek. Poza tym owa wilgoć całkiem dobrze wpływa na moje włosy. Mam proste jak drut i cienkie po tacie, a szkoda, bo mama ma niesamowicie grube włosy. I w Polsce, po umyciu, jak sobie ułożę ( muszę to robić, bo inaczej wyglądam , jak chłop pańszczyźniany), to najpóźniej po 3 godzinach nie ma śladu po żadnych zabiegach. Tutaj, mogę chodzić długo z ułożonymi włosami. Kolejny plus, to nie używam tutaj żadnych podkładów, bo czuję się jakbym miała folię na twarzy, poza tym fajnie spływa:))))

      Usuń
  2. Też z "koronnych " postanowień najlepiej dzierganie mi wychodzi. No i czytam trochę ale głównie fachową literaturę.
    Sukienka śliczna, też bym chciała nauczyć się szyć. A co do sytuacji w kraju, to dopiero mieszkając za granicą zaczęłam interesować się polityką. Może to z racji wieku, a może też dlatego, że będąc "w środku" czułam się bezsilna, że przecież mój pojedynczy głos się nie liczy. Dopiero tutaj nauczyłam się, że tłum składa się z jednostek i każda opinia, każdy głos ma znaczenie. A burze uwielbiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, ja mieszkam za granicą tylko przez chwilę. i wrócę za rok do kraju. Niestety mam naturę mojej mamy, za bardzo się wszystkim przejmuję. Więc wolę od siebie odsunąć wszystkie złe myśli. Oczywiście wiem co się dzieję, jestem świadoma, że mój głos jest ważny i zawsze z niego korzystam. Jednak im mniej myślę, tym lepiej.
      Szycia uczyłam się w szkole. Potem mama mi pomagała. Jednak nigdy mnie nie wciągnęło tak jak druty. szyję z instrukcją w ręku, krok po kroku. Szukam w internecie. Często psuję, bo jestem niecierpliwa, ale jakoś idzie:))))

      Usuń
  3. Przepiękna Kielo! Cudownie wyszła! Nie mogłam się jej doczekać :)

    Co do sytuacji w Polsce... Tak w skrócie: przez wirusa zaczęłam czytać szczegółowo gazety i szybko zdecydowałam, że to jest dobry moment na wyprowadzkę! Trzeba będzie przyspieszyć plany.
    Mateusz też nie ma sumienia i robi mi wieczorne streszczenie, więc chodzimy spać w cudownych nastrojach :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To ja wolę opcję z porannymi wiadomościami, bo stawiają na nogi. Wieczorem chyba bym miała problemy z zaśnięciem.
      Mam jeszcze inne sukienki w zanadrzu, niedługo przyjdzie na nie czas:)))) Chyba. To znaczy już są uszyte, tylko trzeba pokazać:)))

      Usuń
  4. Pobyt w takim kraju to przygoda życia! I świetnie, że umiesz zagospodarować czas tam spędzany. Nie dziwię się , że masz opory przed wieczornymi/ nocnymi pobytami w dżungli - chyba nie są całkiem bezpieczne...
    A Twoje krawiectwo jest równie oryginalne jak dziewiarstwo! Piękna sukienka! :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie jako przygodę traktujemy pobyt w tym rejonie. Odkrywamy ciągle coś nowego. Nie wiem, czy bym mogła mieszkać tu na stałe, ale 4 lata są akuratne. Pozostanie nawet pewien niedosyt, co zawsze uważam, że jest lepsze niż poczucie przesytu, nadmiaru.
      Do dżungli w nocy idzie się z przewodnikiem, są specjalne miejsca na nocleg. Jednak ja mam niesamowicie rozwiniętą wyobraźnię, a do tego w nocy dżungla ożywa i jest niesamowicie głośno. Co sprawia, że ta mieszanka dla mnie jest nie do przeskoczenia. Może jak któryś syn znowu przyleci i będzie chciał towarzyszyć tacie w przygodzie, to niech sobie idą:)))

      Usuń
  5. Ten kolor sukienki jest stworzomy dla Ciebie. Zazdroszczę Ci tych wszystkich wrażeń, ąle może nie podpisuj się na nocleg w dżungli.Mam wrażenie, że tak wielka wilgotność jest dobra na cerę? Szczególnie jestem wdzięczna za przegląd książkowy. Już wiem jak będzie wyglądać moja lista na czerwiec. Uwielbiam dobry kryminał i przyda mi się znajomość z nowym detektywem. Ellene Ferrante polubiłam za "Genialną przyjaciółkę". ZUpełnie niedawno obejrzałam serial i nie rozczarowałam się. Dzięki, że piszesz, widzisz jak wyczekujemy na Twoje posty. Zdrówka i nowych wrażeń życzę .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za dobre słowa o sukience. Rzeczywiście dobrze się czuję w tym kolorze. A to ważne, aby dobrze się czuć w swoich ubraniach.
      Nie nie, nocna dżungla to nie moje doświadczenie. Jestem tchórzliwą istotą. i za dużo widzę oczami wyobraźni:)))
      Nie oglądałam serialu, bo nie mam do niego dostępu, ale Ferrante nieźle zapadła mi za skórę. A ta seria kryminalna na pewno ci się spodoba. Podobnie jak seria o Kurcie Wallanderze, oprócz pracy detektywistycznej, opisane jest prywatne życie bohaterów, jak i również pisarz porusza problemy społeczne.
      Pozdrawiam trochę burzowo, znowu dzisiaj grzmi:)))

      Usuń
  6. Ja też dziękuje bardzo za przegląd książek, już zapisałam i czekam niecierpliwie aby się do nich dorwać:) Dotychczas myślałam, że wilgoć unicestwia wszelkie "uczesania" a Ty piszesz, że jest odwrotnie. Też mam cienkie włosy i całe życie musiałam sobie robić "fryzurę" żeby jakoś wyglądać. W wilgotne i nie daj Boże wietrzne dni, w krótkim czasie po uczesaniu nie było śladu. Dopiero od niedawna, w mocno średnim już wieku, mam długie włosy, które czeszę w rogala - kok modny w latach 60siątych. Boże, cóż to za wygoda! Dlaczego wcześniej nie wpadłam na to? Przecież ja teraz czeszę się raz na dwa dni a bywa, że trzy. Nie przejmuję się deszczem ani wiatrem, po wstaniu z łóżka tylko trochę poprawiam może z jedną wsuwkę. Nie mogę odżałować tych lat z krótkimi włosami.
    Kolor koralowy to zdecydowanie Twój kolor!
    Dziękuję za Twój nowy wpis, jak zwykle ciekawy, inspirujący, pożyteczny, pouczający i przyjemny w lekturze. Pozdrawiam, Maria

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przed wyjazdem mój słupski fryzjer powiedział, ze niekoniecznie muszę mieć problemy z włosami. Wilgoć azjatycka jest inna. W myślach powiedziałam sobie, jak może być różna wilgoć. Wilgoć to wilgoć. Jednak miał rację!!! I całe szczęście:) Przez izolację włosy mi porosły, więc zaczynam również używać spinki, opaski i inne cuda, aby jakoś wyglądać z moimi, cudnymi odrostami. U nas jeszcze nie otworzyli fryzjerów. A moja fryzjerka nie może do mnie przyjść, bo jest zakaz wchodzenia obcych do condominium. A ja nie wiem gdzie ona mieszka, czy jej dom jest w bezpiecznej strefie. I tak sobie trwam w tym stanie. Ale jak będzie fajnie w świeżym kolorze:)))
      Dziękuję za bardzo miłe słowa. W takich chwilach czuję, że jednak warto zebrać się w sobie i napisać kilka słów. Pozdrawiam bardzo ciepło:)))

      Usuń
  7. No nareszcie coś napisałaś ! Czekam, zaglądam i nareszcie jest. Sukienka jest przepiękna i Ty w niej też, pięknie Ci w tej koralowej czerwieni. Noc w dżungli to ja nigdy w życiu, na samą myśl o wężach mi słabo. Cieszę się że Departament Q przypadł Ci do gustu, polecam jako uzupełnienie duński serial- Morck jest mhmm... Ja czytam najnowszą część, niestety w papierze. Ferrante uwielbiam ale tej nie czytałam. A co na drutach masz? Ściskam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nareszcie, nareszcie....Dobrze, że jesteście, bo chyba bym już nic nie napisała.
      A serial, to gdzie mogę znaleźć? U mnie tylko Netfix i to mocno okrojony, bo Malezja tak ma. To mhmmm brzmi zastanawiająco, nie warto???
      Na drutach mam test dla Marzeny, moje pierwsze skarpety i pled, jako telewizyjna robótka. I jeszcze szal Westa "Dotted rays", dla przyjaciółki. Skończyłam Woodforda. którego zaczęłam dzięki tobie i Gosik. Czeka na zdjęcia.
      Uściski prawie słoneczne:)))

      Usuń
  8. Cudownie wyglądasz, chyba ta wilgotna dżungla Ci służy :) w tej sukience jeszcze piękniej, widać to Twój kolor. Sam fason sukienki bardzo pomysłowy. Dobrze, że jednak ktoś Cię pogonił do napisania kolejnego postu :). Widoki masz fantastyczne, ale tej jazdy samochodem nie zazdroszczę :D Jak znam Siebie chyba schudłabym z 10 kilo na tym rondzie? skrzyżowaniu? Co to wogóle jest? Kilka książek poszukam u Siebie w bibliotece, kryminały bardzo lubię :) Pozdrawiam , pisz częściej ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahaha, dobrze, że aparaty w telefonach są takie kochane i nie pokazują prawdy. Ale sukienka też mi się podoba:))
      Mamy jeden samochód, który używa mąż, bo często jeździ w ciągu dnia na spotkania. Ja poruszam się metrem, autobusami i na nogach. Ruch tutaj jest lewostronny, a Malezyjczycy nie należą do najlepszych kierowców, choć jeżdżą dość uważnie. Jednak jazda tutaj, zwłaszcza w godzinach szczytu nie należy do najprzyjemniejszych. Na zdjęciu jest skrzyżowanie. W ciągu dnia pokonują je normalnie. Jednak wieczorne powroty są koszmarne. wjeżdżają na nie nie tylko na późnym pomarańczowym, ale również na czerwonym. przez co skrzyżowania się blokują. Mój mąż po trzech latach tutaj, ciągle nie może tego zaakceptować i ciągle słyszę narzekania siedząc na fotelu pasażera:)))

      Usuń
  9. Jak czytałam o tej dżungli to miała wrażenie, że coś po mnie łazi :P
    Sukienka genialna, wprost stworzona dla Ciebie, pokazuj kolejne. Miałam już kiedyś zajawkę na szycie i coraz bardziej mnie kusi, żeby do tego wrócić i uszyć sobie sukienkę. Niestety ja za bardzo kombinuję. A to nie wiem ile i jakiego materiału kupić czy jak w końcu kupię i uszyję to da się to nosić. Dobrze że przy dzierganiu tak nie kombinuję :D
    A co do poleceń Edyty to mi chyba życia nie starczy żeby to wszystko przeczytać !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Malezja to jest kraj wieloreligijny, dzięki temu ciągle są tutaj jakieś święta, a co się z tym wiąże liczne promocje w sklepach. Oznacza to, że możesz kupić dobrej jakości ciuchy za bardzo dobre pieniądze. Drożej się kupi sam materiał. Jak dodam do tego moją pracę, która nie zawsze jest idealna, to nie bardzo chce mi się szyć. Jeszcze nie zrobiła się z tego taka pasja jak u Marzeny. I nie wiem, czy kiedykolwiek będzie. Ale i tak fajnie jak coś ładnego wyjdzie spod własnych palców. Ta też mi się podoba.
      Edyta zasypuje propozycjami, nie nadążam z czytaniem. Ale dobrze, że lubimy to samo. W ciemno mogę czytać jej polecenia:)))

      Usuń
  10. Świetna sukienka, bardzo mi się podoba fason i pięknie Ci w niej:-)
    Malezja to dla mnie tak egzotyczne miejsce, że nic o niej nie wiem, więc z ciekawie jest przeczytać Twoje wrażenia. Do robaków mam podobny stosunek emocjonalny, więc chyba nawet bym się nie odważyła, żeby się w nią zagłębić;-D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przyjeżdżając tutaj , również nie miałam wielkiego pojęcia o tym. kraju. Moje zaskoczenie było ogromne.
      Sukienkę lubię. Bardzo lubię. Koralowy kolor lubię od dawna, ale od niedawna noszę go często:)))
      Z robalami walczę namiętnie. Na co dzień są niewidoczne, ale w domu wystarczy, że zostawisz kawałek jedzenia na wierzchu, zaraz do niego biegnie stado mrówek. Skąd? Nie mam pojęcia. O innych mniej przyjemnych nie będę nawet wspominać:)))

      Usuń