Po pracy szybko dopakowaliśmy bagaże i udaliśmy się ekspresową kolejką na lotnisko. Ta kolejka jest świetnym wynalazkiem. Z naszego mieszkania jechaliśmy 6 przystanków metrem do stacji Sentral. Tam przesiedliśmy się do szybkiej kolejki, która w 35 minut dojeżdża do lotniska. Nie trzeba martwić się gdzie zaparkować samochód, a przede wszystkim nie musieliśmy myśleć o korkach, które są tu codziennością. Genialne.
Po dwóch godzinach lotu wylądowaliśmy w Kuching, stolicy regionu Sarawak. Wieczorem kolacja, mały spacer i nocleg w hostelu położonym w centrum miasta. To było jego zaleta i wada. Wszędzie było blisko, ale dźwięk motorów w nocy nie pozwolił nam, mimo stoperów wziętych zapobiegliwie z domu w Kuala, przespać spokojnie całej nocy. No, ale to drobiazg.
Następnego dnia czekała na nas dżungla w Parku Narodowym Bako. Jest to najstarszy Park na Borneo. Można się do niego dostać albo autobusem miejskim, albo tak jak my to zrobiliśmy, wzięliśmy Ubera. Kosztował grosze. Następnie wzięliśmy małą łódkę, która w ciągu 35, 40 minut dowiozła nas na miejsce.
Powitał nas przepiękny widok, niestety trochę zaburzony słabą widocznością, spowodowaną płonącymi lasami w Indonezji. Widok dżungli i wspaniałych formacji skalnych zachwycił nas bardzo.
Po wpisaniu się w biurze Parku, ruszyliśmy na świetnie przygotowane i oznaczone trasy.
Jestem tchórzem niesamowitym, boję się wszelkiego robactwa, nie mówiąc o gadach, pająkach. Przed przyjazdem do Malezji naczytałam się, naogladałam filmów. Byłam pewna, że w życiu do żadnej dżungli, ani poza cywilizację się nie ruszę. Utwierdził mnie w tym przekonaniu Park Motyli w Kuala Lumpur, gdzie obejrzałam wszystkie możliwe do spotkania w Malezji stworzenia. I co? Nigdy nie mów nigdy.I poszłam w tę dżunglę. Pierwszy raz jak byłam w bliskiej okolicy Kuala, to całą wycieczkę byłam przerażona, oglądałam się na prawo i lewo w poszukiwaniu węży, które się na mnie rzucą. Na szczęście nic takiego się nie zdarzyło.
W Parku spotkaliśmy takie oto fajne stworzenia:
kraby, malutkie
świnie brodate
węża
termity
olbrzymie mrówki
i takiego ślicznego leśnego smoka, występującego tylko w Malezji i na Borneo.
Po wycieczce przenieśliśmy się Uberem do kolejnego hotelu The Village House, aby znaleźć się bliżej naszego kolejnego celu, czyli góry Santubong.
Zrobiliśmy krótszą kilometrowo trasę niż poprzedniego dnia po Bako, ale bardziej zróżnicowaną i bardziej wymagającą.
Dzień był bardzo gorący i wilgotny. Po pokonaniu 200 metrów w dżungli mogłam brać udział w konkursie miss mokrego podkoszulka. zresztą nie tylko ja. Wszyscy.
Tutaj dżungla była dużo ciekawsza i bardziej różnorodna.
Nad jednym wodospadem spotkaliśmy kąpiących się ludzi. Mój mąż też się wykapał. Ależ mu zazdrościłam!!!
W niedzielę przed wyjazdem pochodziliśmy po Kuching.
To zdjęcie specjalnie dla Monotemy.
Zwiedziliśmy Muzeum Naturalne,
Fort.
W forcie, który dla mnie był mało ciekawy spotkaliśmy młodych ludzi ubranych w tradycyjne borneańskie stroje. Coś pięknego!!!
Pozdrawiam.
Już wkrótce będzie o robótkach.