I padło na Genting. Jest to największy na świecie zespół hotelowy położony na wysokości 1740 m. n.p.m. Ma to niesamowite znaczenie, bo temperatura jest tam bardzo przyjazna Polakom, około 20 stopni. Genting jest położony 35 km od Kuala. Można dojechać do niego autobusem z Dworca Głównego i to kosztuje 4 MYR, czyli poniżej 4 zł. My wybraliśmy się samochodem. Na samą górę można nim dojechać. Większą atrakcją jest skorzystanie z kolejki gondolowej, bardzo nowoczesnej, szybkiej. Przy kolejce na dole, oczywiście jest olbrzymi outlet z markami luksusowymi. Nie było czasu, aby do nich zajrzeć. Może innym razem. Podczas podróży kolejką można mieć niesamowite widoki. My mieliśmy średnie, bo jechaliśmy w chmurach. Coś mi się udało uchwycić.
Po wjechaniu na samą górę, oszołomiła nas przestrzeń i rozmiar kompleksu, a także jego zaawansowanie technologiczne. Wszędzie poruszasz się na leniwca, czyli po schodach ruchomych. od czego ja dostaję zaburzeń błędnika. Szukam o ile można możliwości wejścia po normalnych schodach. Jest to rzadkie udogodnienie.
Hotele odwiedza rocznie ok. 10 mln turystów rocznie.
Oprócz pokoi hotelowych, których jest ponad 6000, działają tu dwa legalne kasyna w Malezji. Byliśmy, zagraliśmy. W pierwszym, starym kasynie przegraliśmy po 50 MYR-ów. W drugim, nowym odrobiliśmy straty i nawet wyszliśmy z dodatkowymi 50. Niesamowite jest to, że średnia wieku w kasynach to 60+. Chciałabym widzieć swoich rodziców, jak przepuszczają swoją emeryturę. A, ciekawostką jest jeszcze to, że jest kasynowa strefa dla dzieci. Od małego uczą się hazardu.
Poza kasynami są jeszcze dziesiątki różnych sklepów. To norma tutaj.
Po odwiedzinach w strefie hotelowej zjechaliśmy kolejką po samochód i podjechaliśmy do świątyni Chin Swee. Postawił ją w podzięce za to, że pomysł z hotelami wypalił, właściciel Genting Highlands. Ponadto pobyt tu ma przynosić szczęście w biznesie i hazardzie. Podobno wiele osób udających się do kasyna, robi w świątyni przystanek, aby poprosić o wygraną.Teren świątyni jest bardzo duży i dla mnie Europejki, kolorowy, piękny i fascynujący.
Oczywiście nie mogłam się zdecydować, które wybrać zdjęcia, to niestety pokażę ich dużo.
Trzeba przejść przez park ze scenami piekielnymi, pokazującymi co się stanie z nami, jeśli nie będziemy żyć zgodnie z prawem, z zasadami. Są to sceny dość przerażające. Będę grzeczna.
Posąg bogini Kwan Yin.
Dzień zakończyliśmy spacerem po parku wokół hotelu Awana i namiastce dżungli dla laika ( dla mnie)
i pięknie utrzymanym polu golfowym.
Dobrze, dobrze. Ponieważ jest to blog dziewiarski, to pokażę coś, co ostatnio przypadkowo odkryłam. sklep australijski Spotlight, z drobnym i ozdobnym wyposażeniem i w elementami wykończeniowymi mieszkań.
Musiałybyście mnie widzieć, jak to odkryłam: wielkie oczy, otwarte usta, radość na twarzy i niedowierzanie.
Nie ma zbyt wielkiego wyboru jeśli chodzi o producenta, ale i tak byłam zaskoczona. Jadąc tutaj, sprawdzałam jak wygląda sytuacja na rynku włóczkowym . Nie było rewelacyjnie. A tu okazuje się, że nie ma tragedii. Brakuje lnu i jedwabiu, ale nie tracę nadziei. Druty wyglądają na takie jak nasze Prym. Są bambusowe proste. To i tak jest lepiej niż w naszej usteckiej pasmanterii.
I tym optymistycznym akcentem żegnam was ciepło.