środa, 10 czerwca 2015

Jak dawno mnie nie było

Prawie miesiąc pozwoliłam sobie nic nie napisać. W szkole jest to ciężki okres. Zaczęły się wycieczki, zawody lekkoatletyczne, nabór do klasy sportowej szkolenia, w tym jedno długie, które skończę 26 października.
Nie bardzo mam czas dziergać, coś czytam, ale tempo spadło, wyrywam chwaściory w ogrodzie i w szklarni, przycinam, podlewam, koszę. Życie.
Dzisiaj też krótko, bo zaraz lecę na siatkę, a potem muszę się spakować, bo jadę znowu na wycieczkę, tym razem na dwa dni do mojego kochanego Poznania. Kochanego, bo studiowałam tam i nawet trochę pracowałam. Sentyment pozostał.


          W środku jest chusta Aisling, którą nie mogę skończyć. Moja niemoc wynika z tego, że czujnie dochodząc do połowy wykończeniowej bordiury, zważyłam różową wełnę i okazało się, że mi zabraknie. Tu pada mało cenzuralne słowo, bo to jest wełna farbowana przez Marzenę, podczas majowej przerwy i nie ma więcej. Telefon do Marzeny, płacz do słuchawki, poskutkował tym, że odnalazła ta dobra dusza u siebie jakieś resztki grubością i kolorem zbliżone do mojego różu i czekam teraz cierpliwie na dostawę. Będę mieszać, aby nie było zbytnio widać różnicy. Zobaczę co z tego wyjdzie. Jak będę musiała pruć, to już chusta Aisling w moim wykonaniu nie powstanie.

         Ta rozmyta zieleń to sweterek dla małej Julki, która miała przyjechać do nas na Boże Ciało. Względy zdrowotne stanęły na przeszkodzie naszemu spotkaniu, ale mały prezent powstał i tylko czeka( tylko dwa tygodnie) na schowanie nitek, przyszycie guzików i wysłanie. Wzór swetra, to Peachick Eyes Cardigan Justyny Lorkowskiej. Chyba powinnam dostać od Justyny jakąś zniżkę, bo korzystam z kolejnego jej projektu. Sweter wyszedł ładniutki.

         Niebieski to tzw Misiowy, Sweet Poppy. Pewnego dnia przyszła ta moja cudna siostrzenica i stwierdziła, że wszystkie swetry, które jej dziergałam są na nią za małe i że mogłabym coś nowego zrobić. No to grzeczna ciocia szybko przeszukała internet, zakupiła włóczkę i zaczęła dziergać. Jestem w okolicy talii. Zabieram na wycieczkę i będę dziergać w autobusie.

A teraz książki. Rewelacji ilościowej nie ma, ale nie ilość się liczy a jakość.
Zacznę od :
1. Katarzyny Bondy "Pochłaniacz"- Sasza Załuska jest profilerką.  Po wielu latach pracy za granicą wraca do Polski z córką. zostaje wplątana w konflikt pomiędzy właścicielami klubu muzycznego. Sasza niechętnie zajmuje się sprawą. Wkrótce jeden z właścicieli zostaje zamordowany. Okazuje się że morderstwo powiązane jest z wydarzeniami sprzed lat. Mafia, wielkie interesy, policja, służby, współczesne realia, do tego spiętrzona, zawiła intryga i mamy baardzo dobrą, grubą książkę sensacyjną.

2. Zygmunt Miłoszewski "Gniew"-  to pożegnanie z prokuratorem Szackim. Zakręty życiowe zawiodły go do Olsztyna. Tam mieszka z córką Helą i kobietą, z którą zamierza stworzyć rodzinę. Zajmuje się przestępstwami , których podłożem jest przemoc domowa. Fantastyczne tempo, zwroty akcji, misterna intryga, zaskakujące zakończenie, czegóż więcej możemy chcieć od bardzo dobrego kryminału. I tylko na koniec pozostał żal, że nie spotkamy się już z charyzmatycznym, pewnym siebie, z niesamowitą intuicją prokuratorem.

3.Jacek Hugo- Bader -"Długi film o milości. Powrót na Broad Peak". Jestem bardzo poruszona książką Hugo-Badera. Broad Peak zdobyty zimą przez Polaków był ogromnym sukcesem. Niestety sukces został okraszony śmiercią dwóch naszych himalaistów. Brat jednego z tych, którzy na zawsze zostali w Karakorum, postanawia odnaleźć ciała i pochować je. Jacek Hugo-Bader bierze udział w wyprawie. Próbuje pokazać czym jest wspinanie, miłość do gór, lojalność, partnerstwo. Rozmawia ze wszystkimi stronami wyprawy. Nie epatuje patosem, emocjami. Daje dość do głosu każdemu, kto się chce wypowiedzieć. Po zakończeniu książki nie umiem opowiedzieć się po żadnej ze stron, bo i po co. Podziwiam ludzi zdobywających kolejne szczyty, pokonujących kolejne granice, własne niedoskonałości. Książka jest jak to u Jacka Hugo-Badera bardzo dobrze napisana i pozostaje w nas na długo.

4. Monika Jaruzelska- "Towarzyszka panienka". Książka wspomnienie Moniki Jaruzelskiej jest napisana zwięzłym językiem, piękną polszczyzną. Są to krótkie migawki z życia córki generała i niezależnej , zwracającej urodą matki. Pokazują dziewczynkę chodzącą po drzewach, grającą w piłkę z chłopakami, bawiącą się raczej w męskie zabawy. Daleko jej było do sztywnych sukienek i lalek. stara się z dystansu opowiadać o swoich rodzicach, o ludziach, których spotykała a nam są one znane z ekranów telewizorów. Nie było jej łatwo wejść w życie z nazwiskiem Jaruzelska. Bardzo szanuję p. Monikę, że potrafiła zbudować swoje ja niezależnie od funkcji jaką w Polsce pełnił jej ojciec. 


5. David Hewson- "Domek dla lalek" , Bardzo dobry kryminał, którego akcja toczy się w Amsterdamie. Bardzo dobre tempo, zwroty akcji niezłe psychologiczne tło. 

Jadę "odpocząć"do Poznania. Do przeczytania!!!!

sobota, 16 maja 2015

Don't skid , honey!

        Zimno dzisiaj okrutnie. A zapowiadało się tak miło. Rano słońce, znośna (czyli koło 13 stopni temperatura), więc umówiłam się z dziewczynkami na bieganie. Przebiegłyśmy 4,5 kilometra. Poznałyśmy nowe ścieżki biegowe po zachodniej stronie Ustki. Pięknie u nas jest! Po powrocie do domu zaliczyłam jeszcze 7 kilometrów, bo było mało. Teraz jest dobrze.
Parę dni temu skończyłam prezent dla Asi, mitenki i czapkę na okres przejściowy. Wybrałam oczywiście włóczkę chmurkową, czyli Smooshy Bermuda Teal. Asia lubi takie zdecydowane kolory. Zaproponowała abym zrobiła jej komplecik w niebieskim kolorze. Nie było u Marzeny dostępnego w mocnych odcieniach, więc padło na prawie niebieski, czyli zielony morski. To znaczy, Asia jeszcze nie ma o niczym pojęcia, bo imieniny ma dopiero za chwilę. Będzie się jej podobało. Musi.

Mitenki dziergałam na drutach 3,5, ściągacze na 2,75, czapkę całą na 3,5. Wybrałam znowu wzór Justyny Lorkowskiej Don't skid, honey!, z którego zimą wydziergałam swoje pierwsze pięciopalczaste rękawiczki. Bardzo je lubię zresztą. Mam wrażenie, że wzór zygzakowy, który jest na wierzchu mitenek jest dużo bardziej plastyczny, widoczny przy dzierganiu jednokolorową włóczką.





Na mitenki zużyłam całe 135 metrów.
Ponieważ zostało mi sporo włóczki, to wydziergałam jeszcze czapkę. Wykorzystałam w niej wzór zygzaków z mitenek. Resztę dziergałam na gładko z lekko wydłużonym tyłem. 

Tu komplecik w oczach mojego kochanego fotografa.




Jak zwykle uśmiech numer pięć też musi być.


To zdjęcie pokazuje najwięcej szczegółów.



A tu radosna twórczość, czyli poza właściwa dla rasowych modelek.


No i zestaw w wieczornym słońcu na tarasie. 
Na czapkę zużyłam 181 metrów, czyli zostało mi ok. 100 metrów. Będą musiały poczekać na właściwe wykorzystanie. 
W poniedziałek w nocy jadę z moją szkolną dzieciarnią, ukochaną zresztą, jadę na wycieczkę, trzy dni do stolicy. Ciekawe czy prześpię choć parę godzin? Będzie fajnie, bo mam fantastyczne dzieciaki. To na razie.

środa, 6 maja 2015

Środa z książką

Nie wiadomo kiedy nadeszła i zaatakowała z siłą wodospadu środa. Z jednej strony to całkiem obiecująca sytuacja, bo oznacza, że już za chwilę nastąpi weekend i błogie lenistwo. Z drugiej zaś strony, tempo umykającego czasu jest porażające. Nie będę tutaj jednak użalać nad sobą, a skupię się na teraźniejszości. 


To ciemne, nie wiem, jaki to konkretnie kolor, coś z zielenią, to będzie prezent dla przyjaciółki Asi. Za trzy tygodnie ma urodziny i kiedyś subtelnie wyartykułowała ( Jak byś coś dla mnie robiła, to możesz wydziergać mitenki i czapkę) co chce. Miało być nie za grube, ale beż ażurów. Jedna mitenka już zrobiona. Skorzystałam ze wzoru, z którego powstały zimą rękawiczki, czyli Don't skid, honey!, Justyny Lorkowskiej. Czapka będzie prosta, lekko workowata, ze wzorem w zygzaki z mitenek. Mogę spokojnie o tym pisać i pokazywać zdjęcia, bo Asia powiedziała, że o pierdołach, czytaj dziergawkach, czytać nie będzie, więc mam luz.

Róż z szarym to znowu projekt Justyny(ale jestem nudna), czyli Aisling. Szary to Milis Haze od Chmurki, a róż to Undyed Blue Faced Leicester 4Ply, który oważ Chmurka, przyjechawszy na majówkę, własnymi rękami, ale moimi farbami, ufarbowała. Żadna włoczka nie pasowała do tej pięknej szarości, więc Marzena, która jest w gorącej wodzie kąpana, czym prędzej pomieszała kolorki i jest piękny, delikatny, melanżowy róż. Chusta będzie piękna. Już to widzę.

Czytelniczo oczywiście się działo. 

1. Mariusz Zielke" Człowiek, który musiał umrzeć"- Po "Wyroku", jest to druga książka p. Zielke, która wciągnęła mnie od pierwszej strony. Dziennikarz śledczy popełnia samobójstwo. To staje się zapłonem do wydarzeń,w które wplątani są jeden z najbogatszych w Polsce biznesmen, polskie służby wywiadowcze, kolejni dziennikarze. Osadzenie tak mocne w naszych realiach przeraża, daje poczucie wielkiego bałaganu, niemożności osiągnięcia celów bez wchodzenia w polityczne, mafijne układy. Bardzo dobre tempo, ciągłe zwroty akcji i realia to wielkie plusy tej książki.

2.Zygmunt Miłoszewski "Ziarno prawdy"- Kolejna część losów Teodora Szackiego. Tym razem prokurator po przeprowadzce do Sandomierza, zajmuje się śledztwem w sprawie morderstw, jak okoliczności wskazują, popełnionych na tle żydowskim. Miłoszewski bardzo sprawnie prowadzi nas przez meandry historii Sandomierza, wplątuje nas w intrygę, która do końca jest ciężka do rozszyfrowania. Baardzo dobry kryminał.

3.Wojciech Tochman "Dzisiaj narysujemy śmierć"- Właśnie skończyłam tęksiążkę- reportaż, która poraziła mnie swoją wymową. Tochman opisuje zdarzenia, które miały miejsce w kwietniu 1994 roku w Rwandzie. Konflikt między Hutu a Tutsi eksplodował ludobójstwem, eksterminacją Tutsi. Śmierć jest tutaj odmieniana na wszelkie możliwe sposoby. Potworności tych dni opowiadają ci, którzy przeżyli. Przeżyli fizycznie, ale ich psyche została unicestwiona, wystawiona na próbę, której nie jesteśmy sobie w stanie wyobrazić. Tochman mówi o tych zdarzeniach wprost, nie unika trudnych, bardzo trudnych problemów. To jest bardzo dobra, ale bardzo, bardzo ciężka jakościowo książka. 


4. Zygmunt Miłoszewski "Gniew"- to ostatnia część o Szackim i dopiero ją zaczęłam, jako odreagowanie po Tochmanie

poniedziałek, 4 maja 2015

Mrs Skyler

        Majówka już się skończyła. Nie było tak źle jak zapowiadali meteorolodzy, było słońce, temperatura nie wymagała wyciągania z szaf zimowych kurtek. W domu mieliśmy najazd czterech informatyków i na szczęście jednej normalnej dziewczyny i do tego dziewiarki. Było z kim pogadać. Wykorzystałam przyjazd tej normalnej, czyli Marzeny i zrobiłam, to znaczy Marzena zdjęcia swetra, który nie jest z włóczki wiosennej, bawełnianej a z grubej, bardzo miłej w robocie wełny Ficolana peruvian highland z Magic Loop-a. Zachciało mi się swetra codziennego, do dżinsów, ciepłego. Padło na Mrs. Skyler Justyny Lorkowskiej. Jak to u Justyny, wzór rozpisany rząd po rzędzie, nie ma możliwości zbłądzenia. I nie zbłądziłam.
Zdjęcia robione na naszym tarasie z fantastyczną, pięknie ukwieconą, olbrzymią czereśnią w tle.






I to by było na tyle. Jakaś słabowita jestem. Sił brak. Przeczłapałam wczoraj 8, dzisiaj tylko 6 kilometrów i leżę jak kłoda. Ale i tak pozdrawiam Was ciepło:)

środa, 22 kwietnia 2015

Czytelnicza środa

Dzisiaj krótko.
Wiosna to jest piękny czas. Piękny, ale zabierający cenne minuty, godziny nam dziewiarkom. Ogród, który mam za oknem wzywał mnie już od paru dni. Walczę z chwastami, które rosną najszybciej i najbujniej. Ale ponieważ odpuściłam ponownie kolejne środy, zmobilizowałam się choć do krótkiego wpisu.

To fioletowe w tle to cardigan, który jest zrobiony w około 2/3. Muszę po włosku zakończyć dół, ale na razie odkładam, bo mi się nie chce, następnie półtora rękawa i listwa dookoła. I już. ale jak mi ten ogród będzie tak przeszkadzał, to nie wiem, kiedy skończę.

Książkowo oczywiście się działo, ale zaznaczam, że te książki były czytane przez trzy tygodnie,a nie kilka dni.
1."Miedzianka. Historia znikania"-Filipa Springera. W XIV wieku w pobliżu Jeleniej Góry powstała osada nazwana w naszych czasach Miedzianką. Brat, który zabił brata, ściągnął na nią klątwę. Kolejne wojny, liczne pożary powodowały kolejne jej znikania z powierzchni ziemi. Bogactwo w rudy, srebro, a później w uran miało wpływ na rozwój Miedzianki. Springer w piękny, magiczny sposób opisuje tworzenie, rozwój, a w końcu upadek i powolne znikanie miasteczka i ludzi w nim żyjących. Bardzo dobra książka!

2. "Cud" Ignacego Karpowicza. 26-letni student Mikołaj zostaje śmiertelnie potrącony na przejściu dla pieszych, w drodze na uczelnię. Ania, w drodze do pracy, staje się świadkiem zdarzenia. Pod wpływem impulsu, za zgodą policjantów zabiera ciało do prosektorium w którym pracuje. To dopiero początek absurdów w tej książce. Anna zakochuje się w martwym Mikołaju. Jego ciało po śmierci zachowuje ciepłotę i barwę żywej istoty. Zostaje więc poddane badaniom naukowym. Wokół zaczynają się dziać cuda i mają miejsce zdarzenia, które na koniec łączą wiele sobie nieznanych osób. Główny wątek książki jest bardzo nieprawdopodobny i totalnie absurdalny. Jednak Karpowicz tak umiejętnie mnie wprowadził w historię Anny i Mikołaja, że byłam w stanie we wszystko uwierzyć.I bardzo ta opowieść przypadła mi do gustu.

3. "Gesty" Ignacego Karpowicza". Karpowicz pisze książki z myślą o mnie i dla mnie. Idealnie wpasowuje się w sposób mojego myślenia i w moje klimaty. Reżyser teatralny, autor sztuk jedzie w odwiedziny do matki. Powrót staje się przyczynkiem do wspomnień, do przeżywania na nowo swojego życia. Bardzo dobra książka!

4. "Czerwona sofa" Michelle Lesbre. Anna jedzie do Irkucka w poszukiwaniu swojej miłości, Gyla, którego nie widziała od dwudziestu lat i od którego od owych dwudziestu lat nie miała żadnych wieści. Podczas tej podróży wspomina przyjaźń ze swoją dużo starszą sąsiadką. I dla mnie to jest najfajniejszy i najciekawszy wątek tej książki. To jest książka na jedno popołudnie, ale czy dla każdego i czy warto?

5. "Oczyszczenie"Andrew Miller . Właśnie kończę. Akcja dzieję się pod koniec XVIII wieku, przed rewolucja francuską. Najstarszy cmentarz Paryża jest bardzo przepełniony, ziemia nie przyjmuje już ciał,a wręcz wyrzuca je na powierzchnię, a opary odurzają i zatruwają okolicznych mieszkańców. Młody inżynier Jean- Baptiste dostaje zadanie oczyszczenia cmentarza, wykopania zwłok i przewiezienia w inne miejsce pochówku. Wokół tego wydarzenia zaczynają się dziać przedziwne sytuacje, które stają się zarzewiem rewolucji. Bardzo dobrze napisana książka! Polecam.

I to by było na tyle, moje drogie. 



sobota, 18 kwietnia 2015

W czwartek i piątek mąż zabrał mnie na małe dokształcanie.  Po wielu wspólnych latach zauważył u mnie pewne braki i postanowił je zniwelować (taki subtelny żarcik). Pojechaliśmy do podwarszawskiego Helenowa. Ten wyjazd, to jest pewien etap mężowej kariery, który wspieram. Uczyłam się jeść, ubierać, właściwie zachowywać, czyli zapoznawałam się z mocno rozbudowanymi zasadami savoire vivre . Było ciekawie. W przerwie między wykładami, spotkaniami i przyjęciami, spacerowałam po okolicy. Pięknie tam jest!! Szkoda, że zimno i wiatr nie pozwolił tak do końca zachwycić się tym miejscem.
Część hotelowo- pałacową otacza piękny park.









W owym pałacyku niestety nie mieszkałam, ale brałam udział w wystawnych przyjęciach. Ale ze mnie Wielka Pani.


Żeby nie było, że w głowie mi się poprzewracało, to dziergam. Stale i nieustająco. W Helenowie nie miałam czasu, ale przed wyjazdem ukończyłam chustę. Co prawda wymyśliłam sobie najpierw cardigan, ale nie miałam właściwej włóczki. W oczekiwaniu na upragnione motki, postanowiłam trochę zmniejszyć moje własne zapasy. Sporo mam resztek"lacowych", pozostałości po chustach, które dziergałam dla innych. Teraz postanowiłam zrobić coś dla siebie. Biegałam po Raverly w tę i z powrotem i wybrałam Seiklus-Shawlette Justyny Lorkowskiej. Oczywiście moja włóczka różniła się bardzo zdecydowanie od proponowanej przez Justynę, musiałam zrobić więcej powtórzeń. Zużyłam prawie do końca Fyberspates Scrumptious Lace kolor Midnight. A dziergałam drutami 3,25. Jak to u Justyny wzór rozpisany jest bardzo czytelnie i byłam prowadzone za rękę od pierwszego do ostatniego oczka. Chusta wyszła bardzo delikatna i subtelna o kolorze bardzo soczystym.
Zdjęcia robiłam sama, bo fotograf przekopuje szklarnię pod pomidory i nie śmiałam przerywać( bo zostałabym z tą miłą czynnością sama).











Pozdrawiam ciepło i słonecznie.