Pokazywanie postów oznaczonych etykietą sukienka. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą sukienka. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 14 lipca 2016

Środa, czwartek, sukienka, szal, czyli mały misz masz.

Dawno mnie nie było u Maknety w środę. Tak prawdę mówiąc to bywam co środę, bo bardzo lubię sprawdzać co czytacie. Niestety, trochę z braku czasu, ale bardziej z wrodzonego lenistwa, nie bardzo chciało mi się wstawiać postów z postępów prac rękodzielniczych i czytelniczych.
Deszczowa, nawet bardzo deszczowa pogoda, która nie pozwala mi nawet na bieganie ( mojemu mężowi jakoś nie przeszkadza, w deszczu przebiegł 12 km, ale on się przygotowuje do jesiennego maratonu), spowodowała, że postanowiłam trochę spóźniona, ale pokazać nad czym teraz pracuję.


Szarość, to sweterek testowy dla Marzeny, mojej Nowej Córki. Postanowiłam zrobić pierwszy sweter dla Mojego Własnego Męża. Chciałam, aby to był wiosenno-letni, a bardziej na chłodniejsze wieczory letnie sweter. Wybrałam mieszankę bawełny z kaszmirem, w pięknym jasnoszarym kolorze.  Ponieważ włóczka jest dość cienka, a ja dziergam luźno, to do pracy wybrałam druty 3!!!!! Męski sweter na trójkach!!!!! I co ? I dziergam, i dziergam, i dziergam i końca nie widać. W międzyczasie na druty wskoczył weselny szal i znowu dzierganie mężowego się odwlekło. I nie ma bata, abym wyrobiła się w terminie. Zwłaszcza, że Marzena wymyśliła kołnierzo-golf dziergany double knitting. Wydziergałam 11 powtórzeń, a zostało mi jeszcze tylko 29!!!!!! A gdzie rękawy?
Książka to jak widać "Czarne skrzydła". Jeśli któraś z was czytała "Sekretne życie pszczół", to wie, że i tę pozycję warto przeczytać. XIX wiek, Ameryka, dwie kobiety, Sara, biała, Szelma, czarna niewolnica. Obie silne na miarę czasów. Życie obu nie jest łatwe. Szelma mówi o sobie, że ma zniewolone ciało, Sara umysł. Obie próbują uwolnić się ze swoich kajdan. Świetnie napisana saga. Idealna na letni czas.

                  Jak wiecie ostatni piątek był dla nas baaardzo ważny. Mimo,że Marzena od lat była Nasza, to teraz stała się naszą córką już oficjalnie. I właściwie dopóki Marzena sama o tym nie napisze, nie mogę puścić farby. Miałam sobie zrobić zdjęcie wychodząc z domu, żeby pokazać, jak wyglądała mama Pana Młodego. Miałam. Ale zapomniałam. Byłam za bardzo przejęta. Byłam trochę zdenerwowana.
I pokażę wam tylko mocno wykadrowane, mało ostre zdjęcie jako preludium. Nie chcę wychodzić przed szereg.


A dobra, pokażę jeszcze dwa zdjęcia, które trochę uchylą rąbka tajemnicy, jak się bawiłam. A powiem, że super!!!



Tak wyglada moja i chłopców ulubiona ciocia, mój chrześniak w środku i brat Mateusza na skraju.



                 W tytule posta pojawiła się sukienka. Przed końcem roku szkolnego uszyłam sobie sukienkę z materiału, który wygląda na lekko pognieciony, więc nie ma stresu, że mogę wyglądać nie tak w chwilach stresowych. Piszę o stresie, bo założyłam ją na zakończenie roku szkolnego. Oczywiście byłam nie w tym obuwiu co na zdjęciu. Byłam na obcasach.  Miałam jeszcze fajny wisior, więc byłam trochę bardziej elegancka. Choć prawdę mówiąc wolę poniższą wersję.






           
           Na pierwszym sukienkowym zdjęciu, na stole leży szal. Weselny. Wybrałam Mardutę Yellow Mleczyk. Bardzo mi się spodobał wzór. Łatwy do nauczenia, więc był super robótką do samochodu, kiedy jechaliśmy do i z Wrocławia .
Z czeluści za kanapowych wybrałam Baby Alpaca Silk Dropsa w kolorze ecru. Zużyłam 4 motki. Dziergałam na drutach 4,5.
I nie wiem, czy się długo nacieszę szalem, bo spodobał się mojej siostrze. A ja nie lubię powtarzać wzorów, więc chyba dostanie w prezencie imieninowym już nie długo. Nie czytasz tego siostro!!!!





















I to by było na tyle w ten cudny deszczowy dzień:)

niedziela, 11 stycznia 2015

Wreszcie!!!!

           Jedna z najdłuższych moich robótek(jeszcze dłuższa się właśnie kończy) została wreszcie przeze mnie zakończona. Od kiedy zobaczyłam na zdjęciach Still Light Tunic zapragnęłam ją mieć. Początkowo nie byłam pewna czy potrafię ją zrobić, potem nie miałam odpowiedniej włóczki. Kiedy już nic nie stało na przeszkodzie rozpoczęłam żmudne dzierganie na drutach 2,75 z Jilly kolor Wineberry  Dream in Color(3,8 motka).  Dobrych parę miesięcy zabrało uporanie się z poniższym dziełem. Długość dziergania wynikała z coraz to innych zamówień mojej rodziny i przyjaciół, ze zbliżających się świąt.
           Przed blokowaniem założyłam tuniko-sukienkę i trochę zadrżałam, bo była mocno opięta i trochę krótka. Marzena dobiła mnie jeszcze mówiąc, że Jilly się za bardzo nie rozciąga. Blokując naciągałam i  rozciągałam jak się tylko dało. I rozmiarowo wyszło dobrze. Kolor jest cudny! Bardzo, bardzo mi się podoba. Ponieważ włóczka jest ręcznie farbowana, to jeden motek trochę się różnił. Ale ja nie z tych, co będą mieszać motki. Zostawiłam ten różniący się na koniec i dół sukienki oraz rękawy są ciemniejsze. Ale co tam. W końcu to ręczna robota.
          Zdjęcia były robione w zeszłym tygodniu, gdy mój mąż był jedną nogą w samochodzie do Warszawy. Myślałam, że w tym tygodniu zrobi lepsze. Jednak pogoda, deszczowa i baaardzo wietrzna pokrzyżowała plany. A ja należę do niecierpliwych i nie zniosłabym kolejnego tygodnia bez pochwalenia się.
          Tak więc, oto ona:
 











środa, 25 czerwca 2014

WAKACJE!!!!!!!!

Jestem wolna!!!!!!!!
Skończył się rok szkolny, rady, zakończenia, oddane papiery do Dyrekcji. Wolność!!!
Oczywiście sielanki nie było, bo posiałam gdzieś dziennik godzin "kartowych"(czytaj darmowych). I za diabła nie wiem gdzie jest. Na szczęście, mam fantastyczną Dyrekcję, która nie kazała mi go tworzyć od początku. Pewnie się znajdzie za jakiś czas.
A teraz siedzę na kanapie i nie wiem co ze sobą zrobić. Błogie lenistwo! Cudo!
Jakby co to prawie skończyłam Inky. To znaczy, skończyłam nawet dwa razy. I niestety jest za krótka.
Byłam święcie przekonana, że kupiłam osiem motków Ficolany . Kiedy kończyłam ostatni motek( zostało gdzieś 1/3), zakończyłam robótkę. i jeszcze przed blokowanie wyglądała co najmniej kuso. Ale bez wielkich nerwów zmoczyłam, rozłożyłam i czekałam na wyschnięcie. Założyłam i! Za krótka! Jakbym miała z 15 lat mniej, to może byłaby dobra. Ale nie teraz.
Ponieważ przyjechała do domu Marzena z Mateuszem, to wykorzystałam domowego fotografa. Prawie cały ich pobyt pogoda była całkiem niezła, dużo słońca i w miarę ciepło. Jak wyszłyśmy robić zdjęcia, to zaszło słońce i było okrutnie zimno. Toteż na zdjęciach mam bardzo głupie miny, bo ciągle skakałam i krzyczałam z zimna. Barnaba, biedaczek nie wiedział co się z Panią działo, dlaczego tak dziwnie się zachowuje. No cóż, zdarza się.
Zdjęłam sukienkę. Sprułam skrócone rzędy, wyrobiłam pozostałą włóczkę i ciągle za krótka. weszłam na stronę Magic Loop-a, gdzie kupowałam włóczkę i okazało się, że kupiłam siedem motków, nie osiem. Zaoszczędziłam. Bardzo. Teraz muszę dokupić jeden motek. Będę przedłużać.
Marzena zrobiła tak zdjęcia, że za bardzo nie widać jej kusowatości.
No to pokazuję.






włóczka: Ficolana Arwetta classic kolor 193, farbowanie 98760, na razie 7 motków, ale będzie ciut więcej
druty:2,75 i 3,25
wzór : Inky

Kolor włóczki jest śliczny! Bardzo mi się podoba. 
Inky też jestem zachwycona. A będę jeszcze bardziej, kiedy będzie miała właściwą długość.

To teraz przechodzę do środowych zadań.

Na zdjęciu jest część słodyczy, które dostałam od moich cudnych dzieciaków. Dbają, aby pani miała co pokazywać na plaży. Na szczęście chodzę na taką, gdzie tylko mewy mnie oglądają.
Sweterek to mini-waters-edge. Z Misią, moją siostrzenicą pół soboty wybierałyśmy wzór sweterka dla niej. Po ostatnich długich robótkach zachciało mi się czegoś szybkiego. Padło na drobniutką, malutką sześciolatkę. Już mi nie dużo zostało. 
A książka, to grubaśne czytadło Kena Folleta "Zima świata". Jest to drugi tom trylogii "Stulecie". Fantastyczna opowieść nie wymagająca dużego skupienia.Zaczęłam czytać w okresie, kiedy w domu i w pracy bardzo dużo się działo i nie mogłam się skupić na czymś ambitniejszym. Odkładałam po 30 stronach  książki wymagające zastanowienia się. Ta pozycja zmusiła mnie do przypomnienia sobie co działo się w tomie poprzednim. Ale dałam radę. Ten tom rozpoczyna się w momencie dojścia Hitlera do władzy. Powracają postaci znane już z poprzedniej książki, akcja dzieje się w Niemczech, Rosji, Anglii i Stanach. polecam ją tym, którzy pragną odpocząć z przygodą z historią w tle. 
Ponieważ długo mnie nie było, to przeczytałam jeszcze "Troje". Zaczęłam opisywać ostatnio. 

I co mogę napisać o niej napisać? Rozczarowanie. Niestety. Tyle dobrego o niej czytałam na blogach, podczas akcji promocyjnej, że moja ekscytacja sięgała zenitu, kiedy przyniosłam książkę z księgarni. Piękna, ascetyczna okładka, czarne krawędzie stron zapowiadały niesamowitą tajemnicę i przygodę. Zaczęło się bardzo dobrze wciągająco, ale z każdym rozdziałem było coraz słabiej. W tzw czarny czwartek mają miejsce cztery katastrofy samolotowe, z których ratuje się trójka dzieci i jedna kobieta, która jednak wkrótce umiera. Zanim opuści ten świat wysyła wiadomość, która staje się podstawą do dalszych zdarzeń. Fajna, intrygująca  historia, ciekawa forma narracji, dużo akcji, postaci. I już. Szkoda. Jest dużo ludzi zachwyconych tą historią. Więc nie odradzam jej przeczytania. Warto wyrobić sobie swoje zdanie.
Skończyłam też słuchać kolejnego audiobooka - Harlana Cobena "Krótka piłka".
Bohaterem książki Jest tradycyjnie Myron Bolitar, agent sportowy. podczas trwającego Wimbledonu ginie była gwiazda młodzieżowego tenisa Valerie Simpson. Przed śmiercią próbowała skontaktować się z Myronem. Agent opiekuje się Dueanem Richwoodem, który jest głownym podejrzanym w sprawie zabójstwa Valerie. Myron próbuje rozwiązać zagadkę. Książka z tych łatwych i przyjemnych. Niestety minusem jest lektor Mirosław Utta. Lektorem filmowym jest niezłym, natomiast jak dla mnie nie sprawdza się przy czytaniu książek.
A teraz lecę na zabiegi. Staram się naprawić swoją stópkę, tzn trochę podratować. Poszłam w końcu do ortopedy, porobiłam zdjęcia i okazało się, że mam tzw sztywnego palucha. Oznacza to, że nie mam już stawu łączącego palucha z kością śródstopia klinowatą przyśrodkową.Zużył się.  I jest on właściwie do wymiany.  Ale dopóki można trochę pomóc bez operacji, to staram się pozbyć bólu krioterapią, laserem i ultradźwiękami. Początkowo wydawało mi się, że to bujda. Po kolejnych zabiegach twierdzę, że pomaga i jest lepiej. Biegam dalej( pan doktor pozwolił), wkładam buty, których już nie mogłam nosić. Jest dobrze. 
A teraz z okazji wolności od szkoły idę kupić sobie truskawki i zjeść ich ogromną porcję ze śmietaną, nie z jogurtem. Do zobaczenia.

poniedziałek, 6 stycznia 2014

Zadziwienie, robótkowy kącik, trochę przeszłości i audiobook.

Trochę lat żyję na tym świecie.Parę ładnych lat robię na drutach. Oczywiście w dziedzinie drutowej jestem ciągle amatorką. Nie sądziłam jednak, że mogę coś zmienić w swojej technice dziergania. Ciągle zapominam o powiedzeniu, że człowiek całe życie się uczy. A o co chodzi?
Oczka w robótce przerabiam luźno. Oznacza to, że w trakcie robienia są bardzo nierówne i muszę blokować "dzieło". W żaden sposób nie mogłam tego zmienić. Jakiś czas temu czytając Intensywnie Kreatywną, przeczytałam o tym jak to ona przerabia oczka. W tym poście pokazuje jak je wykonać. Obejrzałam i zapomniałam. Nie wiem czemu podczas pierwszej tegorocznej robótki  zastosowałam się do jej wskazówek. I eureka! U mnie różnica jest kolosalna! W dalszym ciągu muszę robótkę blokować, ale serce moje raduje się patrząc na przyrastający sweter.

 Na pierwszym zdjęciu przerabiam po staremu, czyli owijając  wełnę wokół palca wskazującego.
Na drugim już nowsza wersja, która bardziej mi się podoba.
Wrocławski Święty Mikołaj przyniósł mi naczynie zapobiegające bieganiu motka po całym salonie i plątaniu się nitek, jeśli przerabiamy np. żakardy.

I w nowej robótce bardzo się przydaje.

Robótkowy kącik. Pimposhka zaproponowała, abyśmy pokazały swój robótkowy kącik. Ja mam dwa. Jeden został mi chwilowo zabrany. Fotel, w którym się zatapiam, zyskuje nową twarz u tapicera. Tam przesiaduję, gdy czytam i robię na drutach. Ten, który pokazuję jest telewizyjno-robótkowym.

Wczoraj odziałam się w sukienkę, którą zrobiłam chyba dwa lata temu.


Zaczęłam ją robić korzystając z darmowego kursu Doroty. Robiłam od dołu i jak doszłam do pasa i przymierzyłam, to sprułam. Wyglądałam jak syrena. Wszystkie kształty było widać. I nawet więcej. Druga wersja dołu bez oczek lewych i od razu lepiej. Wełna , z której robiłam to Elian Exklusive. Nie gryzie, dobrze się pierze w pralce, super nosi( nie wypycha się wiadomo gdzie) i jest ciepła. Same plusy. Może nie jest to mistrzostwo świata, ale ją lubię.

Chyba muszę zmienić tytuł bloga, bo o bieganiu jest tak dużo, że Was tylko zanudzam. Trochę nadrobię. Nie pisałam, bo mało biegałam. Na święta przyjechała moja przyjaciółka z Łodzi. I znowu zaczęłam. Mój domowy Św. Mikołaj przyniósł mi zegarek do biegania Garmin Forerunner 220. Poprzedni skończył się. I biegałam na zwykły, ale to nie to. Ten mierzy wszystko. Mój Własny Mąż zaraził się ode mnie bieganiem i dostał też od tego przynoszącego prezenty jeszcze lepszy zegarek, przygotowujący do triatlonu. Uczeń przerósł "Mistrza".  W czasie biegania słucham  jak już pisałam, audiobooków. Wczoraj wreszcie skończyłam "Zbrodnię i karę". Piszę wreszcie, bo rzadko biegałam, więc bardzo dużo czasu zabrało mi skończenie tego klasyka. to nie była chyba najlepsza lektura do biegania. Lektor Paweł Kutny nie będzie moim ulubionym. Zamęczył mi tę książkę na śmierć. Teraz słucham "Metro 2033" czytaną przez Krzysztofa Gosztyłę. I to jest inna bajka. Oczywiście jeśli chodzi o poziom literatury, to nie ma co porównywać na korzyść Dostojewskiego. Natomiast przyjemność słuchania pana Gosztyły jest niewątpliwa. Kończę na dzisiaj, bo ktoś musi zrobić obiad. Na razie.