Pokazywanie postów oznaczonych etykietą otulacz. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą otulacz. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 27 listopada 2016

Rodzinna powtórka z rozrywki

          Mam taką dziwną przypadłość, że jak kupuję włóczkę na dany projekt, to okazuje się, że zawsze mi zostaje dość spora reszta. Przy czym zamawiam konkretną, opisaną w projekcie ilość. I tak było z De rerum Natura Gilliatti, którą kupiłam na Crosssing Over Hani Maciejewskiej. Cardigan wydziergałam i zostały mi jeszcze trzy motki. Początkowo chciałam wydziergać coś dla siebie. Później urodziła się koncepcja swetra dla siostrzenicy. Jednak pewna surowość włóczki wpłynęła na odrzucenie tej koncepcji. I teraz małą zmiana tematu.
         Rok temu wydziergałam Anthracite cowl z Lang Yarn Fantomas dla męża. Użyłam do otulacza ściegu angielskiego i drutów 3,5. Okazały się za grube i otulacz często się zaciągał. Sprułam. I zrobiłam ze sprutej włóczki prosty komin, tym razem z podwójnej nitki i podwójnym ściągaczem. Dziergałam na drutach 6,0.






          Zanim wpadłam na pomysł, co wydziergać ze sprutej włóczki, postanowiłam wyposażyć męża w szalik. I tu wracam do początku posta, do włóczki  De Rerum Natura. zostały mi trzy motki, czyli 750 metrów. Jak ja mogłam tak dużo włóczki zamówić? Nie wiem. Postanowiłam wykorzystać ją na mężowy szalik. Przez parę dni przekopywałam Raverly i Pinterest w poszukiwaniu idealnego wzoru. Nic mi się nie podobało. Aż tu nagle pojawił się Dunaway Julie Hoover. Bardzo przypadła mi do gustu prostota i szlachetność projektu. Postanowiłam wydziergać na drutach 4,5 szalik szeroki i długi na tyle ile wystarczy wełny, aby mógł mój mąż otulić się  i nie marznąć w nasze stolicy. Wprowadziłam małą modyfikację( zresztą nie jedną, bo nie kupiłam wzoru, a jedynie wzorowałam się na nim), zamiast ściągacza na początku i końcu, zrobiłam kilka rzędów francuzem.
Szal wyszedł cudny, ciepły, długi, szeroki. Popatrzcie:









Czapka jest zeszłoroczna, jeszcze nie zgubiona przez Pana Męża. I dostałam jeszcze zadanie do wykonania, rękawiczki. Pozostało mi tylko powiedzieć: tak jest i do roboty się wziąć.

                Jakież było moje zdziwienie, kiedy weszłam dzisiaj na bloga Marzeny i zobaczyłam szalik, który wydziergała Mateuszowi. Dunavay!!!! I co wy na to?

niedziela, 7 lutego 2016

Otulacze

Jaką mamy dzisiaj cudowną niedzielę! Słoneczna, ciepła, wiosenna. Coś pięknego!
Mąż pognał w las, ja zaległam na kanapie i oszczędzam bolące kolano. W tygodniu przesadziłam z intensywnością i kolano, które głupie nie jest, powiedziało dość. I chyba tym razem wizyta u lekarza mnie nie minie. Próbowałam z bólem walczyć po swojemu, ale raczej mi nie wyszło. Jak ja nie lubię chodzić do lekarza!!!! Może samo przejdzie?
Ale ja nie o kolanie miałam dzisiaj pisać. Toż to drobiazg. Ważniejsze sprawy zaprzątają moją głowę. Druty.
Jak już wcześniej wspominałam, skończyłam cardigan dla siostry Jednak z prezentacją czekam na zielone światło. Wydziergałam dwie mniejsze formy, czyli otulacze. Jeden, niebieski nawet dwa razy.
Pierwszy raz powstał w listopadzie jako dodatek do niebieskiej czapki Basi. Jestem wielbicielką twórczości Moniki z MonDu. Bardzo podobały mi się jej kolorowe otulacze. Zapragnęłam taki dla siebie. Skontaktowałam się z Moniką, która pomogła mi zostać właścicielką swojego chabrowego. Chciałam wykorzystać zalegające mój kosz resztki włóczkowe, czyli zakupione motki Warniji z Włóczek Warmii. Miałam dwa motki i niestety otulacz wyszedł krótszy niż powinien, ale nie jest źle. Monika sugerowała druty 5, lub 6. Po wydzierganiu całości okazało się, że nawet piątki były za grube. To znaczy, dzianina wyszła akuratna, ładnie się układająca. Jednak cały otulacz wyszedł za szeroki, nie  grzał mnie, odstawał zbyt mocna od szyi. Sprułam i dwa miesiące później zrobiłam chabrowego na czwórkach. Trochę się obawiałam, że dzianina wyjdzie zbyt zbita, ale nie ma tragedii.
Zdjęcia tylko na manekinie, bo fotograf biega w lesie.




Drugi otulacz wydziergałam dla Męża, jako komplet do czapki. Zużyłam 4 motki Fantamasa Langa koloru antracytowego. Kupując tę włóczkę wydawało mi się, że jest grubsza (dziergałam z niej chustę dla Hani). Dziergając wzorem patentowym okazało się, że otulacz wyszedł bardzo lejący i nie za gruby. Na te obecne wiosenne temperatury jest dobry, na niższe nie mam pojęcia. Najwyżej kupię coś grubszego.





W rzeczywistości kolor jest trochę ciemniejszy.

Teraz jestem w trakcie dziergania z recyklingowej, kremowej Limy Dropsa. Postanowiłam pomału pruć rzeczy, których nie noszę, lub bardzo rzadko. Mam jeszcze trzy swetry do sprucia. I pomału w głowie rodzą się pomysły na ich wykorzystanie. Zobaczymy co z tego wyjdzie.
Pozdrawiam Was ciepło i słonecznie. Już za tydzień ferie!!!!!

czwartek, 28 stycznia 2016

Czwartek, znaczy środa

W nowym roku jeszcze nie pisałam o książkach.
Postanowiła trochę podsumować czytelniczo poprzedni rok. Przeczytałam 66 książek. Bardzo mnie cieszy, że 27 książek to te, które pochodzą z mojej biblioteczki. Mnóstwo jeszcze pozostało nie przeczytanych, ale staram się nie tylko kupować, ale też swoje czytać. Trochę walczę z kupowaniem, bo miejsca w domu coraz mniej. Z domowej biblioteki wychodzą do pokoi chłopców, ale oni w domu są już tylko gośćmi. Zakup książek idzie mi dużo lepiej, niż ubrań. Bardzo często idę do sklepu po np. sukienkę, a wracam z książką. I jestem zachwycona!
No i jeszcze jedna statystyka, 40 książek spośród 66 jest napisana przez polskich autorów. Z tego jestem dumna. Kiedyś czytałam głównie literaturę obcą. Teraz na szczęście następuje zwrot w moich upodobaniach.
A teraz przejdę do czasów teraźniejszych.
Jest już koniec stycznia i czytam. Idzie mi ciężko, choć do tej pory przeczytałam 6 książek. Jednak ciężko mi idzie, nie bardzo mogę się skoncentrować, ciągle tracę czas w internecie, oglądając telewizję bez dziergania( o zgrozo!).
Dobra. Koniec marudzenia.


Dziergadło antracytowe to otulacz dla pana Męża. Już na ukończeniu. W międzyczasie skończyłam cardigan dla siostry mojej kochanej. nie mogę go pokazać, bo to jest test dla znanej i uznanej polskiej projektantki. 

Jeśli chodzi o książkę, to jest to "Światło, którego nie widać"Anthony Doerra. Są to dwie opowieści biegnące równolegle i na pewno w którymś momencie się przetną, ale jeszcze nie teraz. Pierwsza historia dotyczy Marie-Laure, dziewczynki, która wraz z ojcem mieszka w Paryżu. Traci wzrok. Ojciec chcąc jej pomóc, buduje makietę najbliższej okolicy, aby mogła swobodnie się poruszać. Druga opowieść dotyczy niemieckiego chłopca Wernera, który wraz z siostrą mieszka w sierocińcu. Jest niezwykle uzdolniony technicznie. Jego umiejętności zostają odkryte i chłopiec zostaje skierowany do Bardzo dobrej szkoły. Wybucha druga wojna światowa. I dalej nie będę pisać. Przeczytajcie same. Super książka.

Tak szybko jeszcze przedstawię tegoroczne książki.
1."Podpalacz" Wojciecha Chmielarza. Komisarz Jakub Mortka zajmuje się serią podpaleń, które miały miejsce w Warszawie. Komisarz próbuje rozwiązać  i powiązać ze sobą kolejne podpalenia, w których giną mieszkańcy domów. Problemy rodzinne nie ułatwiają prowadzenia śledztwa. Do końca nie wiadomo, kto stoi za tymi przestępstwami. Fajna. Dobrze się słuchało.

2."Ominąć Paryż" Małgorzaty Wardy. Jeśli bym miała oceniać książkę po okładce, to przede wszystkim, nigdy bym jej nie wzięła do ręki, gdybym nie miała jej poleconej. Koszmarna, kiczowata obwoluta,która raczej sugeruje romansidło wielkiej wody. Na szczęście już pierwsze zdania książki pokazują, że warto ją przeczytać. Miłość, przyjaźń została już opisana na wszelkie sposoby. Jednak Małgorzacie Wardzie udało się zainteresować mnie postaciami czterech przyjaciółek, ich perypetiami, uczuciami, i tzw życiem. Warto.

3."Zwyczajne pakistańskie życie. Zapiski z Karaczi"Joanny Kusy. Joanna kusy pokochała Pakistańczyka. Wyjechała z nim do Karaczi. Zamieszkała z jego liczną rodziną. Nie porzuciła chrześcijaństwa, ale zaakceptowała wiarę swojego męża. Żyje pośród brudu, robactwa, ubiera się jak tamtejsze kobiety, nie może wyjść z domu sama, całe dnie spędza za okratowanymi oknami, mimo gorąca brakuje jej słońca,  nie może prowadzić samochodu, nie może gotować polskich potraw, bo nikt ich nie zje, w jej domu rządzi teściowa, wokół  panują obezwładniająca wilgoć i porażający upał. To tylko maleńka część tego, czego ja nie byłabym w stanie zaakceptować w moim życiu. Joanna Kusy opisuje bez nadęcia i krytyki codzienne życie, które zaaprobowała i pokochała. Niesamowite.

4."Samotność" Huberta Klimko-Dobrzanieckiego. Bruno jest osobą samotną z wyboru. Rodzice w spadku pozostawili jemu i bratu po jednej kamienicy w centrum Wiednia. Bruno nie musi pracować. Żyje na niezłym poziomie z czynszów. Nie lubi ludzi, krytycznie zawsze ocenia innych, dba o siebie, uprawia regularnie sport, dobrze się odżywia, robi zakupy przez internet. Bardzo regularnie odwiedza lekarza, ma obsesję na punkcie swojego zdrowia. Pewnego dnia w swojej skrzynce pocztowej znajduje ulotkę reklamową biura podróży. Korzysta z oferty i wyjeżdża do Chorwacji. Przeżywa tam romans, który budzi go do życia. Po powrocie do domu, źle czuje się ze swoją nową witalnością, rozpoczyna współżycie z prostytutką bez żadnych zabezpieczeń. Liczy na to, że wreszcie zachoruje i przestanie być całkowicie zdrowy. Kolejne badania wykazują, że nie choruje na Aids. Lekarz wskazuje Bruno możliwość konsultacji z psychiatrą. Nie chce z tego skorzystać. Popada w depresję. Przestaje wychodzić z domu, dbać o siebie, myć się, śpi całymi dniami. Trwa to do dnia, kiedy w skrzynce na listy znajduje ulotkę reklamującą wakacje w Chorwacji.
Bardzo dobra książka o samotności, o wszelkich jej aspektach. niewielkich rozmiarów, ale tak wiele mówiąca o nas.

5."Wampir" Wojciecha Chmielarza. Mateusz skacze z dachu. Matka nie wierzy , że to samobójstwo. Wynajmuje adwokata, który wraz z prywatnym detektywem, próbuje odkryć prawdę o śmierci chłopaka.
Nie mogę ocenić tej książki wyżej, bo bardzo źle mi się jej słuchało. Mateusz Znaniecki nie jest moim ulubionym czytaczem książek.

6."Kiedy nadejdą dobre wieści" Kate Atkinson. Sześcioletnia dziewczynka zostaje świadkiem śmierci matki i dwojga rodzeństwa. Trzydzieści lat później morderca wychodzi na wolność. Joanna wraz z maleńkim dzieckiem, pewnego dnia znika. Reggie, szesnastoletnia opiekunka dziecka, nadkomisarz Luise Monroe, detektyw Brodie zajmują się tym zdarzeniem. Bardzo dobrze opisana intryga. Wciąga.

No dobrze. Zabieram się za mężowy otulacz, a Wam życzę miłego wieczoru:)

czwartek, 5 lutego 2015

Mr Smith na ludziu

Mężu wrócił z pierwszej części ustnego egzaminu z któregoś tam poziomu angielskiego i czym prędzej wykorzystałam go. Do zrobienia zdjęć. Do uwiecznienia resztkowca dla synusia.

Na zewnątrz wcale ciepło nie jest. Łagodny uśmiech błąka się na twarzy.

Lekkie zbliżenia na wzór i kolor. całkiem prawdziwy wyszedł.

Lewy profil całkiem niezły.


Pomału zaczynam tracić cierpliwość kochanie.



No, nie! Przeginasz! Zimno! Koniec!
No to pa.

środa, 8 października 2014

Niewiele się dzieje nowego.

Nadeszła kolejna środa. Nie wiadomo kiedy, nie wiadomo jak. Pomalutku, po cichutku dopadła mnie nieubłaganie. Robótkowo jest raczej biednie. Dziergam sobie Still-a i dziergam i końca nie widać. No, może nie jest tak źle. Postęp widać, ale ja bym chciała już ją(albo jego) nosić.


Włóczka DiC Jilly jest przemiła, mięciutka. Dziergam na drutach 2,75, więc trochę się ciągnie. A do tego ciągle odkładam, bo coś nowego pcha się na druty. W międzyczasie zrobiłam sobie otulacz do mojego fioletowego płaszczyka. Taką prościznę robioną ściegiem francuskim. Wyrabiałam resztki Limy i moheru, pozostałości z płaszczyka. Tak wyrabiałam, że musiałam dokupić jedną Limę. Jedynym urozmaiceniem fioletu są paski jasnego moheru co jakiś czas. Ot tak wygląda to moje cudo.




Na pierwszym zdjęciu widoczny jest jeszcze kolor niebieski. To 1/3 chusty dla przyjaciółki Asi. Ma niedługo urodziny. To jest moje trzecie podejście. Dwie pierwsze próby nie wytrzymały mojej oceny i uległy zniszczeniu, czyli spruciu. nie podobało mi się, nie mogłam się zdecydować, co będzie dla Asi najlepsze. W końcu, po tygodniu robienia i prucia padło na Drift Away Boo Knits. Bardzo podobają mi się jej projekty. Już zbliżam się do wzoru ażurowego, zostały cztery rzędy.
A teraz mój ulubiony temat: książki.
Przez ostatnie dwa tygodnie skończyłam:
1. audiobooka-
Marcin Ciszewski należy do moich ulubionych polskich pisarzy piszących książki sensacyjne. Bardzo lubię tempo, intrygi, dobrze zarysowane sylwetki bohaterów. "Wiatr" to kolejna książka z polskimi policjantami Krzeptowskim i Tyszkiewiczem. Jak zwykle znaleźli się tam gdzie nie powinni. Ze wszystkich opresji wychodzą jednak cało. W noc sylwestrową znajdują się w tatrzańskim schronisku, gdzie dochodzi do ataku na życie jednej z bawiących się tam osób. Konieczne jest zwiezienie jej na dół do szpitala. Paskudna pogoda, ostry mróz, silny wiatr i noc, ścigający ich uzbrojeni nieznani osobnicy nie ułatwiają sytuacji . Fajna historia, choć trochę jej brakuje tego czegoś, co by mnie zafascynowało jak w "Upale", "Mrozie" i pozostałych opowieściach tego pana. ale i tak warto wysłuchać, a może przeczytać. 

2."Bukareszt. Kurz i krew" Małgorzaty Rejner
Małgorzata Rejmer pokazuje Rumunię, którą poznała i pokochała podczas dwuletniego tam pobytu. Jest to kraj pełen sprzeczności, bo jednocześnie chce przybliżyć się do Europy, a pełno w nim czerwonych wstążeczek odganiających złe moce, bezpańskich psów wałęsających się po ulicach, ludzi pomocnych, ale ciągle nieufnych. Opowiada o Rumunach, którzy mają problem z tożsamością, którzy przeszli piekło panowania Ceausescu, którym złamano moralny kręgosłup, którzy ciągle w rozmowach z innymi nie mówią prawdy. Ale też pokazuje młode społeczeństwo, które odcina się od przeszłości, które wyjeżdża z kraju, chce żyć po swojemu. 
Książka nie jest łatwa do przyswojenia jeśli chodzi o emocję, które przekazuje i w nas wzbudza.Natomiast jest bardzo przystępnie napisana i przez kolejne opowieści po prostu się płynie. Bardzo dobra książka.

3."Bezcenny"Zygmunta Miłoszewskiego.
Ocena za pierwsze 150 stron, które przeczytałam błyskawicznie, bardzo dobra. Kolejne, niestety trochę się ciągnęły. Chyba już wyrosłam z książek w stylu Dana Browna, lub jemu podobnych. Oczywiście nie można powiedzieć, że jest źle napisana. Nie, nie. książka ma tempo, całkiem fajną historię. Z piętnaście lat temu byłabym pewnie zachwycona. Obecnie, niekoniecznie. 
Książka opowiada o czwórce dzielnych, pani historyk sztuki, pan zajmujący się handlem dziełami sztuki, pani złodziejka i pan z sił specjalnych, którzy poszukują zaginionego obrazu Rafaela i są na tropie wielkiej międzynarodowej afery. 

4. Spostrzegawcza Monotema słusznie zauważyła, że zagubiłam opis książki z pierwszego zdjęcia. "Fatamorgana" to książka nigeryjskiej pisarki. Opowiada o losach czterech czarnych kobiet, które wyjeżdżają z kraju za pracą do Belgii, do Antwerpii. Tam się spotykają, razem mieszkają i pracują oddając swe ciała męskim zachciankom. Kiedy jedna z nich ginie, otwierają się przed sobą, opowiadając o drodze , która skierowała je do prostytucji, jako etapu do lepszego życia. Książka opowiada o niełatwym losie dziewczyn, ale nie popada w patos i ckliwość.
I to by było na tyle.

sobota, 7 grudnia 2013

Sobotni spacer.

Po wczorajszej potężnej wichurze, dzisiaj ciągle wiało, ale lżej. Nad morzem wiatr to zupełnie normalna sytuacja. jednak to co było wczoraj wykraczało poza normalność. Po obfitym śniadaniu postanowiliśmy zabrać nasze maleństwo na spacer nad morze, że by zrobić parę fajnych fotek. Sztormowe morze jest cudne! Wzburzone, falujące, huczące! Coś pięknego! Chcieliśmy zrobić dużą pętlę zakończoną w knajpie u Szwagra. Niestety Barnaba, nasz pies zmienił nasze plany. Po drodze wytarzał się w super cuchnącej wielkiej kuuuupie.


 No cóż. Postanowiliśmy opłukać go w morzu i iść dalej. Barnaba miał inne plany. Nie lubi się kąpać sam. Wciągnął do zabawy Męża.



Kiedy mąż wykręcał mokre skarpetki, Barnaba wolny czas wykorzystał na okopanie pozycji.


No i moja chwila dla fotoreportera.

Wróciliśmy do domu, wypraliśmy psa i znowu ruszyliśmy nad morze, tylko już miastowe, a nie nasze wsiowe.

A tutaj "Biegająca  z mewami".


I jeszcze parę fotek z portu i mola. Poziom morza jest bardzo wysoki, właściwie równy z nawierzchnią portową. Mnóstwo ludzi w porcie czyhających na super ujęcia zdjęciowe.


No i tyle. Było cudnie!!!
Super spacer zakończony najpyszniejszy na świecie plackiem po węgiersku u Szwagra. 
Pasiak bawełniany, o którym pisałam w poprzednim poście, uratował się. Zdjęcia będą jutro, bo już szaro i nie chce mi się przebierać. Pozdrawiam gorąco.