niedziela, 1 października 2017

Dżungla i ciągle żyję

Zeszły piątek w Malezji był świętem, więc mieliśmy dłuższy weekend. Nasi nowi znajomi zaproponowali nam wypad na Borneo. Okazało się, że w Air Asia (tutejsze tanie linie lotnicze) są promocje i można za nie duże pieniądze polatać. Oczywiście zgodziliśmy się. Pomimo ciężkich chwil w pracy, podjęliśmy decyzję, że czas najwyższy się trochę zresetować, oderwać od codzienności. Nasi znajomi są w tym rejonie już bardzo długo, więc są doskonałymi przewodnikami. Ponadto przedkładają naturę nad architekturą. I my zgodziliśmy się pochodzić po borneańskim Parku Narodowym, Bako.
Po pracy szybko dopakowaliśmy bagaże i udaliśmy się ekspresową kolejką na lotnisko. Ta kolejka jest świetnym wynalazkiem. Z naszego mieszkania jechaliśmy 6 przystanków metrem do stacji Sentral. Tam przesiedliśmy się do szybkiej kolejki, która w 35 minut dojeżdża do lotniska. Nie trzeba martwić się gdzie zaparkować samochód, a przede wszystkim nie musieliśmy myśleć o korkach, które są tu codziennością. Genialne.
Po dwóch godzinach lotu wylądowaliśmy w Kuching, stolicy regionu Sarawak. Wieczorem kolacja, mały spacer i nocleg w hostelu położonym w centrum miasta. To było jego zaleta i wada. Wszędzie było blisko, ale dźwięk motorów w nocy nie pozwolił nam, mimo stoperów wziętych zapobiegliwie z domu w Kuala, przespać spokojnie całej nocy. No, ale to drobiazg.
Następnego dnia czekała na nas dżungla w Parku Narodowym Bako. Jest to najstarszy Park na Borneo. Można się do niego dostać albo autobusem miejskim, albo tak jak my to zrobiliśmy, wzięliśmy Ubera. Kosztował grosze. Następnie wzięliśmy małą łódkę, która w ciągu 35, 40 minut dowiozła nas na miejsce.








Powitał nas przepiękny widok, niestety trochę zaburzony słabą widocznością, spowodowaną płonącymi lasami w Indonezji. Widok dżungli i wspaniałych formacji skalnych zachwycił nas bardzo.



Po wpisaniu się w biurze Parku, ruszyliśmy na świetnie przygotowane i oznaczone trasy. 








Jestem tchórzem niesamowitym, boję się wszelkiego robactwa, nie mówiąc o gadach, pająkach. Przed przyjazdem do Malezji naczytałam się, naogladałam filmów. Byłam pewna, że w życiu do żadnej dżungli, ani poza cywilizację się nie ruszę. Utwierdził mnie w tym przekonaniu Park Motyli w Kuala Lumpur, gdzie obejrzałam wszystkie możliwe do spotkania w Malezji stworzenia. I co?  Nigdy nie mów nigdy.I poszłam w tę dżunglę. Pierwszy raz jak byłam w bliskiej okolicy Kuala, to całą wycieczkę byłam przerażona, oglądałam się na prawo i lewo w poszukiwaniu węży, które się na mnie rzucą. Na szczęście nic takiego się nie zdarzyło. 
W Parku spotkaliśmy  takie oto fajne stworzenia:

kraby, malutkie


świnie brodate



węża



termity



olbrzymie mrówki


i takiego ślicznego leśnego smoka, występującego tylko w Malezji i na Borneo.




Po wycieczce przenieśliśmy się Uberem do kolejnego hotelu The Village House, aby znaleźć się bliżej naszego kolejnego celu, czyli góry Santubong. 
Zrobiliśmy krótszą kilometrowo trasę niż poprzedniego dnia po Bako, ale bardziej zróżnicowaną i bardziej wymagającą. 
Dzień był bardzo gorący i wilgotny. Po pokonaniu 200 metrów w dżungli mogłam brać udział w konkursie miss mokrego podkoszulka. zresztą nie tylko ja. Wszyscy. 
Tutaj dżungla była dużo ciekawsza i bardziej różnorodna. 




















Nad jednym wodospadem spotkaliśmy kąpiących się ludzi. Mój mąż też się wykapał. Ależ mu zazdrościłam!!!






W niedzielę przed wyjazdem pochodziliśmy po Kuching.




To zdjęcie specjalnie  dla Monotemy.


 Zwiedziliśmy Muzeum Naturalne,





 Fort.
W forcie, który dla mnie był mało ciekawy spotkaliśmy młodych ludzi ubranych w tradycyjne borneańskie stroje. Coś pięknego!!!









 Dziękuję, że dotrwaliście do końca. Trochę tego dużo wyszło, ale to i tak niewielka cząstka tego co mam na zdjęciach. Wyjazd był świetny! Bardzo wypoczęliśmy, pomimo tylko trzech dni na wycieczce. Poznaliśmy nowe miejsca, nowych ludzi, inną kulturę. Polecam Borneo do odwiedzenia. Oczywiście, trzeba unikać rejonu Sabah, który jest bardzo niebezpieczny. Ta część Borneo, gdzie byliśmy jest piękna i bezpieczna.
Pozdrawiam.
Już wkrótce będzie o robótkach.

32 komentarze:

  1. Danusiu pięknie opowiadasz. Piękne zdjęcia..częściej proszę.Ty tą dżunglę przemierzałaś w krótkich spodenkach? Odważna jesteś. Nic nie gryzło? Czekam na kolejny wpis. Pozdrawiam Was i ściskam mocno

    OdpowiedzUsuń
  2. Wiesiu, pierwszego dnia byłam w długich spodniach i ugotowałam się. Więc drugiego dnia poszłam na całość. przed wyjazdem próbowałam sobie kupić cienkie, trekkingowe spodnie. Ale tu w sklepach jest już kolekcja jesienna!!!!!, więc nie dostałam nic cienkiego.
    Mam zaległych jeszcze kilka wpisów, ale nie chcę dziewczyn zanudzić moimi wyprawami. Toż to blog o robieniu na drutach!!!
    Pozdrawiamy ciepło.

    OdpowiedzUsuń
  3. Pięknie! Relacja jak w National Geographic! Smok cudny, wszystko cudne! Więcej-więcej-więcej!!! ;) :) :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki, dzięki wielkie za tak miłe słowa. Mam nadzieję, że będzie więcej. Ja jestem z natury leniwy człowiek, więc obawiam się o częstotliwość postów. Nadzieja jest w tym, że wiele rzeczy mnie tu zadziwia, zachwyca i dzięki temu może nie utknę na mieliźnie z pisaniem. Pozdrawiam:)))

      Usuń
  4. Niesamowite zdjęcia, oglądając je aż poczułam dreszczyk, jakby to ja sama wśród tej roślinności się znalazłam. Przybliżyłaś nam tą dżunglę, bo widocznie większość z nas na taką wyprawę się nie załapie. Jesteś dzielna. Powstał cudny reportaż, pisz nam o tym kraju jak najwięcej. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdjęć narobiłam mnóstwo. Żeby napisać tego posta przekopywałam się przez nie całymi kwadransami. Nie mogłam się zdecydować, które wybrać. Wszystkie mi się podobają. To jest niesamowite, że chodząc po tej dżungli, tylko na początku czułam niepokój i lęk. Z czasem opanowywała mnie euforia i radość i chęć zobaczenia więcej. Choć nie powiem, warunki atmosferyczne były dość ekstremalne. Ale to też mnie bawiło.Po prostu doszłam do pewnego etapu bycia mokrą, po którym bardziej już być nie mogłam.
      Pozdrawiam.

      Usuń
  5. Przyłączam się do zapewnień, że piszesz ciekawie, absolutnie nie jest nudno i również z niecierpliwością czekam na kolejne wpisy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Będę się starała utrzymać częstotliwość wpisów. Nie kuszę się na to, aby opisywać zgodnie z wiedzą geograficzną, historyczną, nie. Staram się opisywać swoje wrażenia i emocje. Jeśli uda mi się napisać coś więcej, to będzie fajnie. Nie przyjechałam tu odkrywać świata, ale go poznawać. A jeśli przy okazji, mogę tę moją Azję wam przybliżyć, to się z tego powodu cieszę. Pozdrawiam ciepło:)

      Usuń
  6. Ale jesteś odważna!!! Ja chyba bym miała mocnego pietra,ale....za to jakie masz piękne wspomnienia:)A my dzięki temu ile wrażeń na odległość:) Pozdrawiam i nie mogę doczekaćsię Twoich udziergów:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pietra miałam w dżungli za pierwszym razem. Teraz lekki niepokój i to na początku.Odsuwałam od siebie myśli, że gdzieś nade mną, na gałęzi leży sobie wąż, pająk i że w każdej chwili może spaść. Na mnie. Brrr. Koszmar. Teraz jak siedzę na kanapie w mieszkaniu i o tym piszę, to przechodzą mnie dreszcze. Ale tam było niesamowicie. Myślę, że jeszcze nie raz wybierzemy się na wędrówkę. W Malezji jest dużo Parków Narodowych i chyba złapałam bakcyla:))

      Usuń
  7. wow,podziwiam Cię i cieszę się,że tak fajnie relacjonujesz swój pobyt,ciekawie :) nie mogę doczekać się wpisów z Twoimi wyczynami dziewiarskimi :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zbieram się i zbieram do napisania coś o drutach i o dziwo o szydełku. Skończyłam olbrzymią pracę szydełkową dla innych i wreszcie będę mogła robić coś dla siebie. Pozdrawiam ciepło:)))

      Usuń
  8. boskie! I widoki i kreatury i stroje! Mam nadzieję,że kiedyś będzie mi dane zobaczyć to na żywo.

    OdpowiedzUsuń
  9. boskie! I widoki i kreatury i stroje! Mam nadzieję,że kiedyś będzie mi dane zobaczyć to na żywo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Życzę ci tego, bo warto. Jest tu inaczej, ciekawie i pięknie. Jak będziesz w okolicy to daj znać. Zawsze to miło porozmawiać z kimś znajomym:)))

      Usuń
  10. Ależ druty drutami, a Twoje opowieści o tym "innym świecie" są niezwykle fascynujące! Muszę sobie raz jeszcze obejrzeć zdjęcia na dużym monitorze, bo teraz to tylko z telefonu oglądam. Gady są piękne, na myśl o insektach trochę mnie otrząsa, ale to też pewnie kwestia przyzwyczajenia :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że duży ekran nie zepsuje wrażeń. W dżungli flora była tak fascynująca, że na szczęście nie myślałam o faunie. Po powrocie nasza znajoma z pracy pokazała co może zrobić robaczek wielkości i kształtu naszej szczypawki. Poranione nogi na całej długości od kwasu wytwarzanego przez to stworzenie. I to spotkało ją w mieście. Brrrrr.. Wolę o tym nie myśleć. Pozdrawiam:))

      Usuń
  11. Zazdroszczę wrażeń i gratuluję odwagi ... w krótkich spodenkach w dżunglę! Chłoń ten inny świat :) pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O przepraszam, pierwszego dnia byłam w długich spodniach. Tylko drugiego nie dałam rady. Będę chłonąć, na pewno. Pozdrawiam:))

      Usuń
  12. Na wpisy dziewiarskie będzie jeszcze czas☺ chyba nikomu nie przeszkadza, że tematyka jest taka egzotyczna. Super czyta się Twoje relacje i czekam na następne.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, dziękuję:) Jednak nie mogę zapomnieć w jakim celu założyłam tego bloga. Malezja jest piękna, ale druty są najważniejsze:) Pozdrawiam:)

      Usuń
  13. świetna wycieczka, dziękuję ze o nie opowiadasz i pokazujesz fantastyczne zdjęcia :)
    choć jednak ten busz to wolę obejrzeć na monitorze ;) :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, na monitorze ta dżungla i busz wyglądają tak łagodnie, sielankowo, jak nasz las. Często to sobie podczas wędrówki uzmysławialiśmy z mężem. I gdyby nie świadomość, co się czai po zejściu ze ścieżki, to z chęcią by się chciało wejść w krzaczory w poszukiwaniu grzybów. Moja tchorzliwa natura trzymała mnie w ryzach i nawet jak miałam zejść w bok, aby zrobić świetne zdjęcie pod olbrzymią rośliną, to szłam tam rozglądając się wokół i patrząc pod nogi. Nie, nie, odkrywcą i zdobywcą świata to ja nie jestem.
      Pozdrawiam:))

      Usuń
  14. Pisz, pisz, brak robótek nadrobisz, a Borneo nie zdarza się codziennie. Niektórym nawet nigdy się nie zdarzy. :) Stroje piękne - pomponiki mnie urzekły. I Twoje zdjęcie na tle drzewa, zupełnie jak Twoje robótkowe sesje. :)
    Muszę stwierdzić, że pająki mają zupełnie jak w Łowiczu wycinane przez Jagnę z "Chłopów", tylko że u nas bez głów.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo. Stroje mnie bardzo urzekły. Stałam i uśmiechałam się do tych młodych ludzi non stop. Byli tacy piękni! W Malezji jest tak, że jak się uśmiechasz do ludzi, to odwzajemniają uśmiech. I bardzo chętnie wówczas pomagają.
      jeśli chodzi o łowickie pająki z głów, to na żywo są trochę przerażające. Pozdrawiam:)))

      Usuń
  15. Kiedyś chciałabym zwiedzić jakąś dżunglę ale na razie z wypiekami na twarzy będę czytać Twoje wpisy:) pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję:)))) Jeśli kiedyś odwiedzisz dżunglę, daj znać ,jakie były twoje wrażenia:)))

      Usuń
  16. Wspaniała wycieczka, nie tylko dobrnęłam do końca ale czekam na więcej :))) Może i to blog o robieniu na drutach, ale dziewiarki są bardzo ciekawe świata :))) Podziwiam za krótkie spodenki, podobnie jak Ty mam wstręt do owadów i pełzających, ale dałaś radę :)))
    Pozdrawiam z Wrocławia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To się cieszę, że mogę pisać o moich wrażeniach z Malezji. Jeśli chodzi o krótkie spodenki, to nie mogę dostać lekkich, cienkich trekkingowych spodni. Tu zaczął się sezon jesienny( uwierzysz, przy 32 i więcej stopniach? i te co kupiłam nie nadają się na tę wilgotność i temperaturę. Podobno są tu taj odpowiednie sklepy, ale ja jeszcze do takich nie dotarłam. Pozdrawiam ciepło:)))

      Usuń